Nie ukrywam, jest źle. Essi walczy o życie w szpitaliku kliniki. Nie tracę jednak nadziei i zrobię co tylko się da, żeby ją uratować.

Walczymy o Essi.

Kilka dni temu nagle odeszła od nas malutka Nim, która przyjechała do mnie razem z Essi. Gdy przyszłam ją nakarmić o północy była bezwładna, praktycznie nieprzytomna. Jeszcze kilka godzin i mogłaby otrzymać pomoc weterynaryjną, ale po zaledwie dwóch jej serce postanowiło się zatrzymać. Gdy zasypiała w moich rękach myślałam, że to zwykły brak szczęścia, słaby organizm osieroconego kociaka, być może efekt jakiejś wrodzonej wady...

Do czasu gdy dziś rano choroba przyszła po Essi, z tymi samymi objawami. W kilkanaście minut później byłyśmy już w drodze do kliniki, gdzie mała zostanie pod opieką lekarzy aż do wieczora. Poprosiłam, aby w tym czasie wykonano testy na choroby zakaźne, żebyśmy mieli pewność z czym walczymy. Zaciskamy kciuki, aby naszym przeciwnikiem nie okazał się być wirus panleukopenii, z nim walka nigdy nie jest równa :(

Nie wiemy ile nas to będzie kosztowało i czy się uda.

Na razie chcemy zebrać środki na opłacenie dotychczasowego pobytu małej Essi w szpitaliku i testy, od których wyników zależeć będzie dalsza terapia.