Pomaganie jest ciężkie, szczególnie, gdy robi się to prywatnie i w pojedynkę. Zawsze jak mam kryzys finansowy pojawia się jakieś zwierzę w potrzebie. I tak było tym razem. Piątek po południu. Akurat jechałam ze szczeniakami, które ostatnio przyjęłam, na profilaktykę. Nagle telefon od weterynarza. Małżeństwo szło na spacer i pod kościołem zauważyli kota w tragicznym stanie. Od razu w oczy rzucił im się zakrwiawiony guz wystający z ucha. Weterynarz pyta czy pomogę i co robimy. No co robimy? Działamy, wszystko co trzeba. A w międzyczasie będę myśleć jak sobie z tym poradzić. Przyjeżdżam na miejsce. Kot już po badaniach, usg, rtg, pobranie krwi. Kot starszy, bez większości zębów, masakryczny guz w uchu. Ucho raczej do usunięcia ale czekamy na wyniki krwi. Kot podłączony pod kroplówkę, do następnego dnia zostaje w gabinecie. Po weekendzie będzie miał zabieg. Koszty ok 3000zł. Proszę o wsparcie, ten Kot już wystarczająco dużo przeszedł, zasłużył w końcu na godne i komfortowe życie.