12.01 ok 20:00 na spacerze pobiegłem (z trzymetrową smyczą przypietą do moich szelek) za szybko jadącym po osiedlowej uliczce autem. Auto skręcało na pobliski parking szkolny, skręciłem za nim i moi rodzice stracili mnie ze wzroku. Nie wiedzą co dokładnie się stało, bo przybiegłem chwilę później do mojej mamy piszcząc z przerażenia. Bez smyczy.

Smycz nie jest uszkodzona co sugeruje, że ktoś odpiął ją od moich szelek i chwilę później odjechał z parkingu zanim mama zorientowała się co dokładnie się zadziało.

Mam na łapkach ranki, prawdopodobnie od otarć smyczy, może zaplątała się jakoś w auto.

Założono mi dwa szwy, dostałem kilka paskudnych zastrzyków w najbliższej klinice weterynaryjnej. Lekarz nie dał nam wartościowych informacji na temat stanu mojego zdrowia, powiedział, że mogę mieć przepuklinę, wewnętrzne krwawienia czy urazy, czy w sumie to nie wiadomo.

Pojechaliśmy do Bemo Vet, gdzie przemiła Pani dokładnie mnie zbadała, sprawdziła na USG czy nie mam wewnętrznych krwotoków i potwierdziła ich brak badaniami krwi.

Jutro wieczorem (jeżeli do tego czasu mój stan się nie pogorszy) pójdę na powtórzenie antybiotyku i wizytę kontrolną.

Jestem obolały, stękam przy oddychaniu, bolą mnie żebra, ale raczej nie są złamane bo przy badaniu nie reagowałem tak, jak gdyby były.

Ostatnie miesiące były bardzo ciężkie finansowo, dlatego koszta leczenia są dla mojej mamy wyjątkowo obciążające mimo, że nie są liczone w tysiącach. Każda stówka robi nam bardzo dużą różnicę, dlatego Twoja wpłata, niezależnie od kwoty, będzie dla mnie bardzo bardzo ważna.

Dziękuję Ci ciociu/wujku za to, że to czytasz i interesujesz się moim losem. Trzymaj łapki za to, żeby te podstawowe leczenie wystarczyło.