id: v7jx94

Sprowadzenie z Jemenu do PL matki z dwójką dzieci (ojciec już tu jest)

Sprowadzenie z Jemenu do PL matki z dwójką dzieci (ojciec już tu jest)

Nasi użytkownicy założyli 1 226 573 zrzutki i zebrali 1 349 114 890 zł

A ty na co dziś zbierasz?

Aktualności3

  • 16.08.22


    gf1cd1ea74cd036c.jpegzanowni Państwo,

    UDAŁO SIĘ! RODZINA W KOMPLECIE SZCZĘŚLIWIE DOTARŁA DO POLSKI!!

    Dlaczego trwało to tak długo? Bo ogrom formalności wydawał się nie do przejścia. Bez Waszych pieniędzy nie udałoby się nam zdziałać nic a nic. Dzię-ku-jemy! Dzię-ku-jemy!!

    Oto chronologiczny skrót naszej drogi przez biurokratyczną mękę:

    1. Wystawienie aktu urodzenia dla 6-letniego już Mohammeda, oczywiście odpłatnie. Nawet bardzo odpłatnie 


    2. Wyrobienie wszystkim paszportów, co wiązało się m.in. z dwukrotną podróżą matki Sanaa’i z dziećmi do innego miasta


    3. Wystawienie zaproszeń do Polski – tu potrzebny był cały plik dokumentów:

    - wyciąg z księgi wieczystej naszego mieszkania

    - wyciągi z rachunków bankowych potwierdzające, że jesteśmy w stanie utrzymać 3 dodatkowe osoby

    - znalezienie takiej pracy dla Amra, która w oczach urzędników umożliwi utrzymanie rodziny

    - wystawienie i zarejestrowanie zaproszeń – wymagało to dwóch wizyt w Mazowieckim Urzędzie Wojewódzkim i czterech tygodni oczekiwania

    - złożenie elektronicznej aplikacji o wizę w Ambasadzie RP w Jordanii. Należało do niej dołączyć bilety lotnicze dla rodziny, z Jordanii do Polski i z powrotem

     

    4. Wizyta Sanaa’i z synami w ambasadzie:

    - autobusem z Ibb do Adenu przez ziemię niczyją, kontrolowaną przez kilka zwalczających się ugrupowań (bilet ok. 700zł od osoby)

    - samolotem z Adenu do Ammanu w Jordanii

    - wynajęcie mieszkania w Ammanie

    - przylot Amra z Warszawy do rodziny Ammanie 

    - w trakcie spotkania w Ambasadzie RP w Jordanii, odesłano Ich do Ambasady RP w Arabii Saudyjskiej, do której – drobiazg - z racji stanu wojny w żaden bezpieczny sposób, nijak nie będą mogli się dostać… 

    Poruszyliśmy niebo i ziemię, więcej nie mogę zdradzić.

    Ambasada w Jordanii w drodze wyjątku zgodziła się na rozpatrzenie wniosków. Wyznaczyła jednak tak odległy termin wizyty, że przepadły bilety lotnicze (najtańsze), dołączone do e-aplikacji

    - kilka tygodni po kolejnej wizycie, ambasada wydała w końcu najważniejsze dokumenty - wizy do Polski

    - jeszcze tego samego dnia nastąpił zakup nowych biletów i niezwłoczny przylot całej rodziny do Warszawy (załączone zdjęcie zostało zrobione na Okęciu)

    5. Co teraz?

    - znalezieniem szkoły dla Sulejmana lat 11 i Mohammeda lat 6 zajmuje się Fundacja Ocalenie

    - Ocalenie zaoferowało też tymczasowe lokum – POTRZEBNE MIESZKANIE NA DŁUŻEJ

    - Amr podczas pobytu w Jordanii stracił pracę w Polsce. Znajdźmy ojcu zajęcie! CV Amra w załączeniu

    6. Co dalej?

    - uruchomienie procedury łączenia rodzin

    Trzymajmy kciuki za pozytywne rozpatrzenie. Warunkami sine qua non są praca dla Amra i wynajem długoterminowy mieszkania dla całej rodziny

    Po wymienionych wyżej wydatkach, ze zrzutki pozostało 7.735,12zł. Z TEGO TEŻ POWODU KLUCZOWĄ SPRAWĄ JEST ZNALEZIENIE AMROWI ROBOTY, niekoniecznie w Warszawie: mówi po arabsku, angielsku, trochę po polsku, ma doświadczenie w pracy w Uberze, niezwykłe zdolności manualno-montersko-naprawcze, jest komunikatywny i niespotykanie pozytywnie nastawiony do życia.

    Mission impossible? Dzięki Waszej hojności niemożliwe stało się możliwe 😊 Dziękuję po stokroć!

    Specjalne podziękowania należą się pani Ewie Grzegrzółce, prawniczce ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, która pro bono koordynowała z nami całą tę akcję. 



    25.01.22

    To wszystko skrzętnie wypełniamy. Nieznośnie dużo różnych formularzy, pomału ale posuwamy akcję do przodu 🙂nac72a3d1a866d3a.jpeg

    0Komentarzy
     
    2500 znaków

    Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!

    Czytaj więcej
Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.

Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.
To zwiększy wiarygodność Twojej zrzutki i zaangażowanie darczyńców.

Opis zrzutki

Amr (na zdjęciu) pochodzi z objętego wojną Jemenu, mieszka w Warszawie, uczy się polskiego, od 2018r. posiada status uchodźcy.

Z powodu prześladowań politycznych, w obawie o swoje życie (przez wiele miesięcy był torturowany w więzieniu, pozbawiony dostępu do światła) musiał uciekać z ojczyzny. Każdego dnia marzy o sprowadzeniu do Polski z Jemenu - gdzie trwa obecnie największy na świecie kryzys humanitarny - ukochanej żony i dwóch małych synków. Mimo iż ciężko pracuje, jeżdżąc na uberze dzień i noc, nie jest w stanie zebrać olbrzymiej kwoty potrzebnej do połączenia jego rodziny.

Pomóżmy im, aby chłopcy mogli wychowywać się z ojcem, a cała rodzina razem żyć w pokoju.

---

Historię Amra opisała Agnieszka Rodowicz w reportażu pt. W głowie się nie mieści.

Poniższy cytat jest fragmentem większego tekstu, który ukazał się w 8. numerze nieregularnika reporterskiego non-fiction, X/2020:

"Przyjechali z różnych stron i powodów. Pytałam, co mają w głowach, żeby w swojej nie mieć tylko słów: wojna, uchodźca, kryzys. By się lepiej poznać, zrozumieć, polubić. 

 

O czym marzy Amr?

 

Kiedy ktoś wsiada do białej skody, Amr pyta: „Jaką muzykę lubisz?”. Gdy słyszy: „Wszystko jedno”, protestuje: „Nie! Small ride, big joy. Ma ci być przyjemnie!”. I puszcza wybraną przez klienta melodię. – Dzięki temu poznaję nowe kawałki. Lubię muzykę. Od klasycznej przez rocka po rap.


Ma 39 lat i coś ze Steve’a Jobsa. Siwiejące włosy, krótki zarost. Okulary w wąskiej oprawie. Bystre spojrzenie, wydatny nos. Z byłym szefem Apple’a łączy go też bliskowschodnie pochodzenie. I jak się później okaże, zamiłowanie do wynalazków.

– Początkowo nie mogłem się tu odnaleźć. Nazwy ulic nic mi nie mówiły, nie potrafiłem ich zapamiętać. Mam za dużo w głowie – opowiada Amr po angielsku.

Do Polski przyjechał, kiedy w Jemenie trwała już wojna.

– Tam ludzie nie dyskutują, tylko strzelają – twierdzi. – Broni jest dużo. Nie masz, zginiesz. Wcześniej też tak było, ale po sześciu latach wojny jest gorzej. Chleb jest droższy od amunicji. Co krok posterunki, sprawdzanie dokumentów. Nie wiesz, kto pyta, co zamierza.

Zdarzyło się, że ktoś przystawił mu lufę do głowy. Powiedział, że ma dzieci. Puścili.

Pochodzi z Ibb, miasta położonego na południowym-zachodzie kraju.

 – Jest mniejsze niż Warszawa, ale mieszkały w nim przed wojną ze trzy miliony ludzi – opowiada Jemeńczyk. – Teraz nie wiadomo ile. Część osób wyjechała, część zginęła.

Zastanawiam się, czy pytać Amra o wojnę, skoro sam zaczął temat. Postanawiam na razie go ominąć. Pytam, jak się w Jemenie ubierał.

– Dokładnie tak jak teraz – odpowiada. – Spodnie, tiszert, adidasy.

Nie motał na głowie tradycyjnego shalla. – Dawniej służył jako ochrona przed słońcem. Teraz zakładają go Jemeńczycy, którzy chcą wyglądać stylowo. Ja lubię być ubrany wygodnie i prosto – wyjaśnia. 

Ibb leży w górach. Nie jest tam zbyt gorąco, a kiedy było, Amr trzymał się cienia.

– W Polsce też tak robię, ale głowa często mnie boli. Kiedy mało śpię i dużo myślę.

– O czym?

– Że ja jestem tu, a rodzina w Jemenie. Jak ich sprowadzić? Za co? Jak znaleźć lepszą pracę?

Amr próbował kupić auto na raty, ale nie dostał kredytu. Podnajął samochód. Co tydzień płaci za niego 500 złotych. Do tego benzyna, podatki, ZUS. I 2,5 procent dla aplikacji, przez którą zamawiane są przejazdy.

– Im więcej pracuję, tym więcej płacę. Jeżdżę codziennie, 8–10 godzin. Zarobię w tydzień tysiąc, zostaje mi 300–400 złotych. Wykorzystują mnie.

– A klienci? Jak cię traktują?

– Bardzo różnie. Raz młoda Polka spytała, skąd jestem, jaka jest sytuacja w Jemenie i moja historia. Płakała, gdy opowiadałem. Czułem od niej wsparcie.

Jeden klient, prawnik, dał mu wizytówkę. Obiecał pomóc za darmo. Inny chciał na Facebooku zbierać pieniądze, by Amr mógł sprowadzić rodzinę.

– Podziękowałem, odmówiłem. Zarobię na to sam. Tylko niech ktoś da mi pracę.

Często jednak Amr słyszy od pasażerów brzydkie słowa. Myślą, że nie rozumie, a on nauczył się ich na samym początku.

Pytają też: „Czemu tu jesteś? Wracaj do kraju i walcz”.

Albo: „Macie ropę, po co tu przyjeżdżacie?”.

Czasami: „Uber nie płaci podatków, jak możesz dla niego pracować?!”, „Muzułmanin? Masz bombę w samochodzie!”, „Z arabskiego kraju? Terrorysta!”.

– Mówią tak, a nie wiedzą nawet, gdzie jest Jemen. Próbuję tłumaczyć, nie słuchają. Mają mnie gdzieś. Jest mi nieprzyjemnie, ale co mam robić? Muszę pracować, więc noszę to w głowie.

Amr przegląda ogłoszenia, wysyła CV. Nikt się nie odzywa. Albo proponuje zbieranie śmieci.

– To praca jak każda inna. Dobra. Ale nie dla mnie. Nie po to uciekałem od wojny, by robić coś, czego nie chcę.

Trzynaście lat pracował jako menadżer sprzedaży w Rijadzie. Wcześniej pomagał ojcu, który był krawcem. On szył, Amr handlował. Najpierw w Jemenie, potem w Arabii Saudyjskiej, bo tam są lepsze pieniądze. Skończył szkołę średnią, chciał studiować. Nie było za co, więc poszedł do pracy. Wraz z posadą w saudyjskiej firmie handlującej stalą dostał mieszkanie i samochód. Dobrze zarabiał. Kiedy odwiedzała go żona z synem, jeździli na pustynię, nad ocean.

Gdy wybuchła wojna, Amr chodził po konsulatach w Rijadzie. Tylko Polska zgodziła się dać mu wizę. Nic o tym kraju nie wiedział.

Postanowił najpierw obejrzeć kraj jako turysta. Kupił bilet, zarezerwował hotel, poleciał.

Już w Warszawie dowiedział się, że Saudyjczycy planują odesłać go do Jemenu. Został w Polsce, złożył wniosek o azyl, po ośmiu miesiącach go dostał.

– W Jemenie musiałbym iść na wojnę, zabijać ludzi. Polska uratowała mi życie – przyznaje Amr.

 

Ale o pieniądze i tu musi walczyć. Każdego dnia.

 

W ostatnich miesiącach przez pandemię zarobił tak mało, że nie mógł nic wysłać rodzinie.

– Kupowałem tylko chleb i jajka. Codziennie jadłem to samo. Czasami tylko raz dziennie. Żonie powiedziałem: „Pożycz od kogoś. Zwrócę, jak zarobię”.

Została z synami w Ibb. Starszy ma osiem lat, młodszy trzy i pół.

– Nie zna mnie. Wyjechałem, zanim się urodził. W Ibb jest w miarę spokojnie, wojna toczy się dalej, ale życie jest bardzo trudne i drogie. Rozmowy telefoniczne kosztują fortunę. Internetu często nie ma, bo brakuje prądu. Czasami wysyłam rodzinie tylko wiadomości głosowe. Nie pamiętam już, kiedy widziałem moje dzieci – mówi cicho Amr.

Wciąż kołacze mu w głowie pytanie: „Jak ich stamtąd wydostać?”. Bilet dla jednej osoby, i to tylko do Omanu, to jakieś 600 dolarów. Tam trzeba czekać, nawet dwa miesiące, na kolejny lot. Gdzieś mieszkać, coś jeść. Do tego koszt wizy. To wymaga ogromnych sum.

– Skąd je wziąć? Jak widzisz, mam dużo w głowie.

Czasami idzie do psychologa w jednej z fundacji oferujących bezpłatną pomoc osobom uchodźczym i migrantom.

– Pomaga mi skupić się na drobnych rzeczach, które muszę codziennie zrobić.

Amr wynajmuje pokój na warszawskim blokowisku. Mieszkanie dzieli z Polakami i Ukraińcami. Głównie pracuje i śpi. W Jemenie, w wolnym czasie, lubił majsterkować.

– Krzesło robię w dwadzieścia minut. Naprawiałem też tablety, telefony. Umiem wgrać oprogramowanie. Tu nie mam warsztatu, narzędzi. Gdybym mógł, kupiłbym sobie cały sklep. Mam mnóstwo pomysłów, pasjonuje mnie technologia.

– Chciałbyś studiować?

– Teraz nie. Moja głowa jest zbyt zajęta.

– A jakie marzenia kryje?

– Być z rodziną, mieć własny biznes. Na przykład wypożyczalnię samochodów.

Kiedy Amr ma czas, przegląda auta w internecie. Gdy nie może spać, włącza film z naprawy pojazdu, słucha dźwięków narzędzi. Zasypia.

– Mówisz o tym, że masz uchodźczą historię?

– Wszystkim. Otwarcie. Nie wstydzę się. To moje życie. Jak się komuś nie podoba, jego problem."

fot. Agnieszka Rodowicz ida6b2335cb2e7e3.jpeg

English below:

Amr (pictured) comes from war torn Yemen. He lives in Warsaw where he has been studying Polish for three years. Amr has been granted refugee status.

 

Fleeing political persecution and in fear for his life, having been imprisoned, kept in the dark and tortured for many months, he finally managed find safety in Poland. Now everyday he hopes and plans to bring his beloved wife and two small sons to Poland from Yemen - where the world's largest humanitarian crisis still rages. Even though he works very long hours day and night for Uber, he is unlikely to raise the money needed to reunite his family.

 

Let us help them so that Amr's boys can be with their father and that this family can live together in peace.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Lokalizacja

Pierwsza na świecie karta do przyjmowania wpłat. Karta Wpłatnicza.
Pierwsza na świecie karta do przyjmowania wpłat. Karta Wpłatnicza.
Dowiedz się więcej

Wpłaty 319

preloader

Komentarze 11

 
2500 znaków