Walka Lokiego z rakiem płaskonabłonkowym
Walka Lokiego z rakiem płaskonabłonkowym
Nasi użytkownicy założyli 1 226 829 zrzutek i zebrali 1 350 018 851 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Aktualności2
-
Lokiemu zostały wyciągnięte wszystkie szwy i już wkrótce może mieć pierwszą sesję elektrochemioterapii! 🥳 Jesteśmy umówieni na 5.12 😺
Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!
Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.
To zwiększy wiarygodność Twojej zrzutki i zaangażowanie darczyńców.
Opis zrzutki
Rak płaskonabłonkowy w jamie ustnej u kotów to agresywny nowotwór, który często stawia przed zwierzętami i ich opiekunami ogromne wyzwania. Lokiego, naszego dzielnego kota, również dotknęła ta trudna diagnoza. Jednak jego historia to nie tylko walka z chorobą, ale także wyjątkowy dowód na siłę i determinację.
Aktualnie Loki przeszedł już przez najtrudniejsze zabiegi, walcząc z rakiem z odwagą godną podziwu. Planowane leczenie elektrochemioterapią, kluczowym elementem w dalszej walce Lokiego z chorobą, to nowoczesna i skuteczna metoda, której celem jest pokonanie mikroskopowych komórek rakowych. Dodatkowo, Lokiego czeka wymiana obecnej sondy na sondę dożołądkową, która poprawi jego komfort życia w oczekiwaniu na przeszczep skóry. Przeszczep może być wykonany po wszystkich sesjach elektrochemioterapii, i który to pozwoli mu cieszyć się jedzeniem jak wcześniej.
Wbrew wszystkiemu, Loki nie stracił ani trochę chęci do życia. Jest wspaniałym, cierpliwym kotem, który dalej kocha jedzenie ponad wszystko ;) i dalej kocha nas tak jak zawsze. Zwykle koty przegrywają z rakiem płaskonabłonkowym jamy ustnej bardzo szybko, średnio 3 miesiące po diagnozie, ale Loki nie ma zamiaru się poddawać i my, jego rodzice, zrobimy wszystko by mu w tym pomóc.
Teraz, w obliczu kolejnych etapów leczenia, niestety potrzebujemy wsparcia, aby umożliwić Lokiemu kontynuowanie terapii. Wasze wsparcie jest kluczowe, abyśmy mogli kontynuować tę walkę. Razem możemy zdziałać wiele, a każdy dar ma ogromne znaczenie i pomaga nam zapewnić mu leczenie, którego potrzebuje. Dziękujemy za wszelką pomoc i wspólną walkę o zdrowie naszego wyjątkowego Lokiego.
Pełna historia
W lipcu tego roku, gdy zauważyliśmy guz na żuchwie naszego kota Lokiego, nie spodziewaliśmy się, jak bardzo nasze życie się zmieni. Loki, nasz 14-letni kot, pełen energii i w doskonałej kondycji, miał podejrzenie nowotworu jamy ustnej.
Napotkaliśmy wiele wyzwań, próbując uzyskać pomoc dla Lokiego w Szwecji, gdzie mieszkaliśmy z mężem przez ostatnie lata. W szwedzkich klinikach, które odwiedziliśmy, brakowało dostępu do onkologów, co opóźniło proces diagnostyczny - byliśmy tam w stanie zrobić jedynie niskiej jakości zdjęcie rentgenowskie. Niestety, okres wakacyjny jeszcze bardziej utrudnił nam znalezienie specjalisty. Dwóch weterynarzy internistów kazało nam Lokiego uśpić, ale nie mogliśmy się z tym pogodzić więc desperacko szukaliśmy onkologa. Jedyny onkolog w Szwecji, który mógł nas przyjąć, stwierdził po jedynie pomacaniu guza, że to włókniakomięśniak i wydał na Lokiego wyrok - chciał go uśpić od razu, maksymalnie w ciągu następnych 2 tygodni, a jeśli tego nie zrobimy to zostanie na nas wezwana policja. Odmówiono nam jakiekolwiek pomocy, a nawet diagnostyki by określić jaki to dokładnie nowotwór i jakie mamy realne szanse.
Zdecydowaliśmy się na przewiezienie Lokiego do Polski, gdzie znaleźliśmy dr Kępińskiego z DOM-VET, który dał nam nadzieję, że jest szansa by usunąć nowotwór (dziękujemy za wszystko!). Loki przez ten czas stał się stałym bywalcem pobliskich klinik ze względu na diagnostykę, ekstrakcję zębów, powikłania i kroplówki. Tutaj serdecznie chcę podziękować dr Kisielińskiemu, który wierzył w Lokiego i dzięki jego dociekliwości przeprowadzono cytologię, która potwierdziła nowotwór.
Loki miał wykonaną częściową mandibulektomię 31.08, której skutkiem ubocznym było jedynie przesunięcie szczęki, wszystko poszło świetnie, a histopatologia wykazała czyste marginesy, więc byliśmy pełni nadziei, że pokonaliśmy ten okropny nowotwór.
Po 2 tygodniach nauczył się sam jeść na nowo, ale niestety przez przeszkadzające zęby nie był w stanie się myć, więc musiał znosić kąpiele, ku naszemu zaskoczeniu bez żadnego oporu.
Niedługo później stomatolog usunął mu wszystkie irytujące zęby i Loki był absolutnie przeszczęśliwy, jego komfort życia był praktycznie taki sam jak przed operacją. Jedzenie znikało jeszcze szybciej, a nawet zaczął się sam myć! Podczas zabiegu dr zauważył niepokojącą zmianę, ale podejrzewano defekt kosmetyczny a nie wznowę, jednak mimo wszystko wysłano wycinek do laboratorium. W międzyczasie rozpoczęliśmy leczenie Palladią i cieszyliśmy się każdym dniem wspólnie. Aż do 1 listopada, gdy dostaliśmy najgorszy z możliwych wyników biopsji - wznowa, lub marginesy jednak nie były czyste.
Zaczęliśmy więc walkę od nowa. Tomografia również wykazała podejrzane zmiany w tym obrębie, więc Loki przeszedł kolejną operację by poszerzyć marginesy, a badanie histopatologiczne nie wykazało komórek rakowych, jednak może być to fałszywy negatyw jak nasza pierwsza biopsja, dlatego nie możemy się jeszcze poddawać.
Loki nie poddaje się i próbuje jeść, niestety wycięty obszar jest tak duży, że nie daje sobie rady i musimy go ponownie karmić sondą. By zwiększyć jego komfort chcemy wymienić sondę na dożołądkową dopóki nie może mieć przeszczepu skóry. Nasz plan walki to kontynuowanie Palladii, wymiana sondy, elektrochemioterapia i przeszczep skóry.
Ze względu na chorobę Lokiego przestałam pracować na kilka miesięcy by móc skupić się na jego leczeniu - mój mąż został w Szwecji by opiekować się naszymi pozostałymi kotami, a także, zupełnie szczerze, nie byłam w stanie pracować ze względu na mój stan psychiczny. Razem z mężem zdecydowaliśmy przeprowadzić się do Polski aby nigdy nie mieć już takiej sytuacji jak z weterynarzami w Szwecji i nie martwić się o życie naszych kotów. Do października żyliśmy na dwa domy, a gdy w październiku, po przeprowadzce mojego męża do Polski, chciałam wrócić do mojej poprzedniej pracy, niestety nie było już dla mnie miejsca, więc wszystkie nasze plany finansowe się posypały. Dzisiaj, tj. 20.11, rozpoczęłam nową pracę, ale mimo to nie jesteśmy w stanie zaoszczędzić 12 tysięcy w ~3 miesiące by pokryć większość kosztów.
Tylko na leczenie Lokiego wydaliśmy około 40 tysięcy złotych w 4 miesiące, a pewnie drugie tyle na przeprowadzkę z północy Szwecji do Warszawy, transport pozostałych 4 kotów do Polski, utrzymanie dwóch mieszkań... i tak można wyliczać w nieskończoność. Nie żałujemy nawet złotówki, jest to członek naszej rodziny.
Loki jest ubezpieczony w Szwecji, niestety ubezpieczyciel nie chce nam nic zwrócić ze względu na szwedzkich weterynarzy, którzy nie dali mu żadnej szansy i sugerowali eutanazję.
Szacujemy pozostałe koszty na około 12 tysięcy złotych lub więcej:
- 4 sesje elektrochemioterapii 8000 PLN
- wymiana sondy na dożołądkową 1000-2000 PLN
- przeszczep skóry 1000-2000 PLN
- dodatkowe koszty - Palladia, dojazdy, kontrole, morfologia itd.
Załączam zestawienia kosztów tylko od Legwet i DOM-VET, które razem dają prawie 20 tysięcy złotych, a to nie jedyne w miejsca, w których miał zabiegi i wizyty. Do tego dochodzą koszmarne koszty weterynarzy w Szwecji, gdzie konsultowaliśmy go z 3 weterynarzami i miał wykonany rentgen. Za żaden rachunek, czy w Szwecji czy w Polsce, nie dostaliśmy zwrotu od ubezpieczyciela.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!