Na pomoc kotce ze źle zrośniętą żuchwą
Na pomoc kotce ze źle zrośniętą żuchwą
Nasi użytkownicy założyli 1 226 837 zrzutek i zebrali 1 350 026 716 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Edit: 25.05.2024
Drodzy
Wreszcie zadzwonił dr Szymczak. Długo to trwało, bo szeroko konsultował przypadek Pusi i zbierał opinie. Koniec końców nie miał dobrych wieści :(
Operacja jest bardzo, ekstremalnie ryzykowna :( . Pierwsze ryzyko: podczas operacji trzeba naciąć nerwy przy stawach żuchwowych (jeśli dobrze zrozumiałam - wybaczcie mi, nie jestem weterynarzem ani lekarzem, nie rozumiem do końca, co on do mnie mówił, mogę coś pokręcić), co może spowodować, że nie będzie mogła przełykać :(. Drugie ryzyko: jeśli pierwszy etap się uda i po operacji Pusia zamknie pyszczek, to jeśli coś się o milimetr przesunie, może go więcej nie otworzyć :(( . Dramat :( .
I po trzecie: nawet jeśli te dwa etapy się powiodą, to potem Pusia będzie potrzebowała wzmożonej rehabilitacji, a i tak nie wiadomo, czy ona coś da, bo nie wiemy, jak długo miała zwichnięte te stawy i jak długo mięśnie nie pracowały. Czy uda się je przywrócić do pracy.
Przepraszam, opisuję to bardzo nieprofesjonalnie, doktor to lepiej tłumaczył ;) .
Reasumując: Sama operacja jest bardzo trudna, a ryzyko powikłań jest ogromne. Podobno najlepszy jest dr Jerzy Gawor z Krakowa, ale dr Szymczak powiedział, że bez względu na to, kto zrobi tę operację, ryzyko powikłań będzie takie samo :( .
Powiedział, że mamy się zastanowić, przemyśleć.
Potwornie ciężka decyzja. Długo myślałyśmy, co zrobić. Ryzyko jest ogromne, a Pusia ma już swoje lata. I chyba jednak nie będziemy robić tej operacji :(
Ona sobie radzi - je, pije, załatwia się. Prócz tego, że ma wciąż półotwarty pyszczek i w związku z tym jest na okrągło ufunflana, zaśliniona i ubrudzona - ma się dobrze. Od niemal półtora miesiąca jest u Dominiki w łazience - cztery razy dziennie dostaje jedzonko, poza tym kupiłyśmy jej preparat na odporność, witaminy, musiki... :) Nabrała ciałka :) . Poza tym moi cudowni weci z Obornik wyrwali jej tego bolącego zęba, dostała antybiotyk i leki przeciwzapalne, przestało ją boleć. Jest więc najedzona, nic jej nie boli, jest głaskana, miziana - poznała dobre strony życia. I teraz mamy podjąć to ogromne ryzyko i narazić ją na ból? Jasne, mamy z tyłu głowy, że może się udać i może wyzdrowieć, ale szanse na to są bardziej niż niewielkie, a ryzyko powikłań, bólu i gorszego kalectwa ogromne. Dlatego... pasujemy :((((
We wtorek jedziemy do weterynarza - zostanie zaszczepiona, jeszcze raz dokładnie obejrzana, zrobimy wokół niej wszystko, co trzeba. Po szczepieniu ją wykastrujemy. I potem... być może uda się ją umieścić w zaprzyjaźnionej kociarni.
Kochani, drodzy. Wiem, że zbierałyśmy na operację, a operacji nie będzie. Wydałyśmy do tej pory na wizytę, tomograf, oddałam Dominicie 300 zł za badania (które zrobiła, zanim założyłyśmy zbiórkę), szczerze mówiąc kupiłam też z tych pieniędzy karmę, żwirek i Genomune (mam nadzieję, że znajdę faktury!). Przed nami jeszcze wtorkowa wizyta i potem kastracja. Podliczę wszystko i napiszę, ile wyszło. Na razie jeszcze ryczę. Nie tak miało być :(
Dziękuję wszystkim za pomoc. Przepraszam, że zbierałyśmy na operację, a operacji nie będzie. Nie chciałam nikogo oszukać! Naprawdę myślałyśmy, że operacja będzie możliwa i Pusieńka schowa ten biedny języczek. Ale ryzyko jest za duże, nie podejmiemy go :(( Wybacz nam kochana...
Proszę, błagam - kastrujcie zwierzęta. Nie tylko swoje. Różne "wsiowe", działkowe, "przychodzące"... Kastrujcie zwierzęta, bo skala cierpienia bezdomniaków jest przeogromna. Każdy może pomóc! Każdy może coś zrobić. Wiecie, ile takich Puś nie doczekało pomocy...? :(
Edit: 13.05.2024
Dzwonił dziś dr Szymczak. Prosił jeszcze o 2-3 dni do namysłu, co zrobić. Powiedział, że zrobienie operacji nie powinno być problemem - chodzi jednak o to, że stawy żuchwowe są nieruchome, zrośnięte prawdopodobnie po zwichnięciu, i jest ryzyko, że po operacji znowu się zrosną. I musi się zastanowić, jak to zrobić, żeby uniemożliwić ponowne zrośnięcie.
Czyli w dalszym ciągu nie wiemy, co czeka Pusię, jednak już wiemy, że będzie trudniej niż myśleliśmy.
Edit: 8.05.2024
Byłyśmy wczoraj na tomografie. Wynika z niego, że z jednej strony żuchwy ruchomości w stawie nie ma w ogóle, a z drugiej jest minimalna. Jeszcze nie wiemy, co to oznacza dla Pusi. Doktor ma przeanalizować te skany i do mnie zadzwonić. Wciąż więc nic nie wiemy.
Będę oczywiście informować na bieżąco.
Dobra wiadomość jest taka, że zapłaciłyśmy 900 zł, nie 1000.
Nieustająco proszę o trzymanie kciuków za koteczkę! Oby operacja była możliwa.
Edit: 7.05.2024.
Byłyśmy dziś z Pusią u dra Szymczaka. Doktor obejrzał zdjęcie, zbadał Pusię, przyjrzał się wynikom krwi. Niestety, potrzebny jest jednak tomograf, ponieważ doktor musi sprawdzić ruchomość i stopień zwichnięcia żuchwy, a na zdjęciu tego nie widać. Od stopnia tej ruchomości będzie zależało, jaka operacja będzie potrzebna. Jeśli - oby! - choć w małym stopniu została zachowana ruchomość, operacja będzie łatwiejsza, prostsza, a co za tym idzie - tańsza. Jeśli nie - będzie gorzej. Pytałam o orientacyjny koszt operacji, na razie nie wiadomo, co trzeba będzie zrobić, ale ceny zaczynają się od 3 tysięcy...
Doktor Szymczak nie chciał dziś powiedzieć nic konkretnego, powiedział, że bez tomografu trudno wyrokować. W takim razie na jutro jesteśmy umówione na tomograf (za jedyne 1000 zł ). Jednak trzeba .
Doktor potwierdził wiek koteczki, powiedział, że maksymalnie ma te 13 lat. Powiedziałam, że jeden z lekarzy, u których z nią byłyśmy, powiedział, żeby nie ruszać tej żuchwy, nie robić operacji, bo jest na to za stara. Ale doktor powiedział, że jeśli będzie możliwa operacja, warto ją zrobić i dać jej jeszcze kilka lat normalnego życia. Też tak myślę - jeśli jest szansa, warto spróbować.
Dziś zapłaciłam za wizytę 180 zł. Przepraszam, mea culpa, nie wzięłam paragonu, w myślach już liczyłam, ile nam brakuje i skąd wziąć kasę na leczenie .
Kochani, bez Was nie damy rady. Mamy w tej chwili 2227 zł, dziś wydałam 180, jutro pójdzie 1000. Zostaje póki co 1047, a koszt operacji zaczyna się od 3000.
Znowu więc zaczynam żebrać...
Pomóżmy temu biedactwu, co za życie ona miała do tej pory - pasmo bólu i głodu. Ma szansę na lepsze życie. Proszę
Edit 6.05.2024
Jutro mamy wizytę u dra Szymczaka z Vet-Medu, podobno bardzo dobry ortopeda i chirurg. Dowiemy się, co robić dalej!
Edit 25.04.2024
Pusia miała dziś rentgen (udało się znaleźć rentgen za darmo zamiast tomograf za 1000!!).
Okazało się, że:
1. Miała kiedyś złamaną żuchwę, która sama jej się zrosła (czujecie ten ból??). Będziemy to konsultować z ortopedą, ale chyba jedyne, co można zrobić, to złamać jej tę szczękę i poskładać na nowo.
2. To starsza kotka, ocenili ją na... 13 lat. Zęby w stanie dramatycznym. Był jeden ułamany ząb, do którego mogli dojść - kikucik wbijał jej się w dziąsło od lat (znowu: czujecie ten ból????). Wyrwali ten ząb.
3. Dostała antybiotyk, lek przeciwzapalny i przeciwbólowy.
4. Zrobili jej testy FIV/FELV - na szczęście oba ujemne.
Kochani. Gdy skonsultujemy się z ortopedą i będziemy wiedzieli, czy podejmie się operacji (i ile będzie kosztować), dam znać. Mamy namiary na jednego doktora. Jeśli nie on, będziemy szukać kogoś innego. Bardzo chcemy zrobić jej tę operację, niech przeżyje resztę życia bez bólu i w komforcie!
Na razie mamy zebrane 2027 zł. Trudno mi powiedzieć, czy wystarczy na operację, czy nie. To się okaże, jak znajdziemy lekarza, który podejmie się operacji. Jeśli będzie za mało, dalej będę żebrać!
Trzymajcie kciuki za to biedactwo! Ileż lat ona musiała tak cierpieć... Sama jej się zrosła złamana szczęka - nie wyobrażam sobie tego bólu...
Edit 22.04.2024
Mamy uzbierane 1600 zł!!! Dziękuję! Mamy na tomograf <3 . I trochę na górkę na leczenie. W czwartek napiszę, co wyszło z tomografu, jakie są rokowania i dalsze kroki. I mam nadzieję, że będziemy czekali na operację!! I że Pusia znów będzie zdrową, radosną koteczką – przecież to jeszcze dziecko, ona nie ma roku...
Zwiększyłam limit zbiórki – na poczet przyszłego leczenia. Mocno wierzę w to, że tę żuchwę da się wyleczyć (nastawić? zoperować?).
Poznajcie Pusię. Wygląda pociesznie, trochę gapkowato, gdy tak jej wisi ten języczek? Ale rzeczywistość nie jest zabawna – Pusia ma źle zrośniętą żuchwę, tylko w niewielkim stopniu otwiera pyszczek i nie umie wciągnąć języka. W konsekwencji jest nieustannie ufunflana – brudzi się przy jedzeniu i nie umie się umyć – jest chudziutka i odwodniona.
Dlaczego ma źle zrośniętą żuchwę? Nie wiemy. Czy taka się urodziła, czy miała wypadek, czy potracił ją samochód, czy kopnęła ją istota człowiekopodobna – nie wiemy. W czwartek mamy umówiony tomograf i być może dowiemy się, czy to wada wrodzona, czy uraz mechaniczny, na pewno zaś poznamy najważniejsza dla nas informacje – czy da się to operować, czy uda się pomóc Pusi i czy ma ona szansę na normalne życie.
Kilka słów wyjaśnienia. Pusię znalazłyśmy z Dominiką i Asią w zeszłą sobotę. Błąkała się po wsi i szukała pomocy. Kto by jednak na wsi przejmował się chudym, brzydkim, brudnym kotem, z posklejanym futrem i wiszącym językiem? Ile razy była przeganiana, ile razy została kopnięta – tylko ona wie. Ale potem trafiła na nas. A nam dwa razy nie mów: jest kot – trzeba mu pomóc!
Natomiast „my” to grupka normalnych inaczej kociolubów, którzy w wolnych chwilach pomagają bezdomnym kotom i przede wszystkim kastrują! Tylko kastracja może bowiem zmienić tę chorą sytuację w naszym kraju, w którym wciąż życie zwierząt jest niewiele warte, a kocięta od bezdomnych kotek rodzą się tylko po to, by umrzeć w bólu i cierpieniu. Jesteśmy jednak tylko grupą prywatnych osób i wszystko (prócz samych zabiegów kastracji, na które mamy talony z fundacji) finansujemy z własnych środków. Jednak koszty pomocy Pusi nas przerażają :( .
Do tej pory wydałyśmy 325 zł na pierwszą wizytę i badania krwi. Jednak w czwartek, jak już wspomniałam, mamy umówiony tomograf – i tu już koszt wynosi 1000 zł (!). I jeśli okaże się, że Pusię można operować, dojdą koszty ewentualnej operacji i leczenia. Sami nie damy rady, dlatego ośmielamy się prosić o pomoc.
Nie wiemy, ile będziemy potrzebowali pieniędzy, tak naprawdę. Do czwartku musimy zebrać 1000 zł na tomograf. Ile będzie kosztowało leczenie – nie wiemy. Dlatego na razie ustawiam zbiórkę na 1500 zł, najwyżej będę ją potem edytować.
Pusia nie ma nikogo, ma tylko nas – i Was. Jest przekochaną, przytulaśną koteczką, która staje na tylnych łapkach i przednimi wspina się na człowieka, żeby głaskał i miział. Dlatego myślimy, że była czyimś kotem, bo dzikie kotki tak się nie zachowują. Czy miała dom? Czy w domu zdarzył się wypadek i została wywalona na ulicę, bo wizyta u weta i leczenie kosztują? Nie byłaby to pierwsza tego typu historia, prawda?
Chcemy pomóc Pusi. Chcemy zrobić wszystko, żeby mogła normalnie żyć. Pomożecie nam w tym?
Będziemy wdzięczni za każdą, nawet najdrobniejszą wpłatę.
Basia, Dominika, Asia, Madzia i Sebastian
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!