EDIT: Kochani, z serca dziękuję za pomoc w uzbieraniu środków na operację! Nasz mały wojownik jedzie jutro (12.01) na zabieg do kliniki w Grudziądzu. Teraz proszę Was jedynie o trzymanie kciuków, by zabieg odbył się bez niespodzianek i komplikacji.

Historię Faitha można śledzić na bieżąco na facebookowej stronie Kociniec Koci Sierociniec oraz na grupie Charytatywny bazarek dla Kocińca - dzielę się tam aktualnościami jak i życiem codziennym.

Faith już raz jechał na zabieg, ale zawrócono go z powodu zapalenia płuc i kaliciwirozy... Najpierw musieliśmy ustabilizować jego zdrowie, by znowu rozważyć zabieg. Teraz dostaliśmy zielone światło więc ruszamy z rana po sprawność!

Jeszcze raz z serca dziękuję i po otrzymaniu rachunku podzielę się nim na zrzutce.

Faith to koci młodzik, który najpewniej był kotem żyjącym na dworze – trudno stwierdzić czy to kot wychodzący czy żyjący wokół siedzib ludzkich. Nie wiem też czy w życiu spotkało go coś dobrego, choć zachował pogodę ducha i niezwykle przyjacielski charakter; wiem natomiast, że w pewnym momencie ulica upomniała się o niego.

Kocurek uległ najprawdopodobniej wypadkowi komunikacyjnemu, w wyniku którego doszło do złamania kręgu L6 i uszkodzenia rdzenia kręgowego, czego skutkiem jest niedowład tylnych łap. Mimo skali nieszczęścia, które go spotkało, kociak ujął zajmujących się nim lekarzy swoją ufnością i wolą życia. Wiadome było, że aby realnie ocenić stan uszkodzenia kręgosłupa i móc podjąć decyzję o ewentualnym zabiegu, trzeba najpierw wykonać tomograf komputerowy. Faith pojechał do kliniki „Verum” w Grudziądzu, gdzie wykonano badanie TK i mimo skali obrażeń i ostrożnych rokowań, dostaliśmy nadzieję, że po skomplikowanej operacji kot być może odzyska sprawność, a na pewno zlikwidowane zostanie ryzyko bólu przewlekłego i martwicy rdzenia.

Ten kot nigdy nie miał prawdziwego domu, nie miał nikogo, kto zawalczyłby o jego zdrowie i życie, nikogo, kto zadbałby o jego bezpieczeństwo... Mimo to zachował pełną wiarę w człowieka, stąd też jego imię Faith (wiara). Imię, dzięki któremu usłyszałam od innych osób – „zróbmy to! Zawalczmy! Pomóżmy mu!” I wiedziona tą nadzieją, wiarą w tego kota i w ludzkie oblicze człowieka, zdecydowałam się na operację Faitha. Niech chociaż teraz pozna dobro, ciepło i bezpieczeństwo, niech ma dom, który otoczy go opieką i troską, bez względu na wynik operacji.

Ten kot garnie się do życia jak do mojej ręki, głęboko patrząc przy tym w oczy i ugniatając kocyk, pewnie pierwszy w jego życiu... Jeden dzień w tymczasowym domu pokazał, że apetyt na dalsze życie ma taki sam jak na jedzonko, na które rzucał się i próbował zjeść na zapas. Czy kiedykolwiek spotkaliście kota, który zachłannie wypiłby pół miski wody w kilka minut? Mimo niepełnosprawności widziałam w nim spokój i wiarę... W nas, we mnie. Nie mogę tak po prostu nie spróbować i powiedzieć: „eutanazja”. Gdyby cierpiał nie wahałabym się ani sekundy, ale on całym sobą mówi: „Hej, mała, będzie dobrze! Zobacz jak już jest super! Mam kocyk, swój własny, mam pycha jedzonko, więc nie smuć się, damy radę! Uwierz mi.”

Ratowanie ma swoją cenę, w tym wypadku koszt operacji to 6.000 zł. Dużo, za dużo na jedną osobę i to prowadzącą wolontariacki dom tymczasowy dla bezdomnych, niesamodzielnych kotów. Proszę Was o pomoc w zbiórce na tę operację, a ja w zamian mogę obiecać, że zajmę się nim najlepiej jak umiem, że niczego już mu nie zabraknie, a gdy przyjdzie czas – znajdę mu Dom i wtedy będzie prawdziwie uratowany – dzięki nam wszystkim!

Załączam zdjęcia RTG, opis wizyty i koszt zabiegu. Będę robiła aktualizację, a kto ciekaw jak wygląda nasza codzienność - niech zawita na stronę Facebooka: Kociniec Koci Sierociniec oraz na Charytatywny bazarek dla Kocińca, z którego dochód zostanie przeznaczony na operację Faitha.