Witajcie. Jestem Swing adoptowany 7lat temu. Generalnie byłem zdrowym królikiem, nic nie wskazywało na to, że jestem taki chory. Od 2tyg walczę o swoje życie. 10dni temu, źle się poczułem byłem u weta, zrobili badnia dali leki podejrzenie zatkania. Brzuszek mi strasznie urósł ale przetrwałem weekend. W poniedziałek pojechałem do weterynarza na kolejne badnia. Wyniki Rtg oraz USG nie były dobre. W trybie cito zostałem odparowany, lecz podczas znieczulenia przestałem oddychać. Jednak jak to ja troszkę strachu wszystkim napędzilem. Zaczęła się oparacja, pani doktor nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła w moim brzuszku to ogromny guz, który okazał się być dwoma.Zadzwoniła do mojej pani z informacją, że sytuacja jest krytyczna i co robimy? Koszty ogromne, a gwarancji nie ma czy w ogóle z tego wyjdę. Pancia się zgodziła na ratowanie mojego życia, za co jestem jej bardzo wdzięczny. Zawsze pomagała innym do dziś to robi, chociaż sama ma chora córkę zawsze stara się wspierać inne fundację. Dziś mija 5dni od operacji, co dzinnie jestem na szpitaliku bo podobno potrzebuję kroplówek i badań. Szczerze mam już dość tych igieł itp. Kocham moją rodzinę nad życie, zdecydowali się mnie ratować, choć usłyszałem nie raz, że przecież to tylko królik.... Sytuacja jest nie pewna, wyniki krwi nie są dobre. Czekają mnie kolejne badania i wizyty u weterynarza....i jeszcze to najgorsze czekam na wyniki histopatologiczne, raczej wynik jest pewny to rak, ale mam nadzieję że łagodny. Mam ogromną nadzieję, że trzymacie kciuki za mnie, chętnie bym sobie pożył jeszcze troszkę.Niestety wiem ,że pieniążki potrzebne są ich córce, a przecież to nie koniec leczenia. Pomożecie w dalszej drodze do mojego zdrowia?

Pierwsze wizyty nie brałam paragonu, nie spodziewałam się że będzie potrzebny, ale w poniedziałek będę mieć fakturę na kolejne leczenie.

Swing ma się dobrze lecz wyniki hist są źle to mięsak. Kontrolę USG wykazało jakoś zmianę czekamy na kolejne badnia i kolejne usg.