Wyjście na prostą
Wyjście na prostą
Nasi użytkownicy założyli 1 228 362 zrzutki i zebrali 1 353 922 544 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Cześć!
Jestem Tomek i tu krótka historia, czemu potrzebuję pomocy...
Wiele lat temu poznałem dziewczynę, zostaliśmy parą. Wszystko się ładnie układało, po kilku latach związku pojawiło się dziecko. Chcieliśmy wyjść na swoje. Młodzi, silni-damy radę. Wynajęliśmy mieszkanie by razem zamieszkać i pracować w mieście.
Poszedłem do pracy, dziewczyna mówiła, że też pójdzie, jak tylko synek podrośnie. Po roku, zmieniłem pracę na cięższą, ale lepiej płatną, dziewczyna dalej mówiła, że jeszcze trochę i będziemy mogli syna oddać do przedszkola/złobka i ona zacznie pracować.
Minął kolejny rok, ona dalej nie garnęła się do pracy. Małe dziecko, wynajmowane mieszkanie - ciężko to utrzymać z jednej pensji, więc dorabiałem po pracy na różnych "fuchach". Po czasie udało się złapać stałą dodatkową pracę, którą było roznoszenie ulotek jednego z supermarketów po okolicznych ulicach (odkładać gazetki na skrzynki pocztowe w klatkach). Kilkaset złotych miesięcznie do budżetu, zawsze dobre. Liczyłem na to, że część rozniesie dziewczyna jednocześnie spacerując z synem, ale niestety to uwłaczało jej godności i później wstydziła się pokazywać wśród znajomych. Udało mi się znaleźć pracę dodatkową na budowie. Moje życie przez jakiś czas wyglądało tak: Praca na etat-budowa-gazetki-sen i koło się zataczało.
Moja ówczesna luba podjęła decyzję by posłać wreszcie syna do przedszkola. Na początek na próbę, czy da radę. Doszedł kolejny koszt, ale miałem nadzieję, że wreszcie coś się ruszy w kwestii jej pracy. Niestety... Zmieniło się to, że w międzyczasie, jak szedłem z jednej pracy do drugiej musiałem też odebrać syna z przedszkola, bo ona źle się czuła. Związek padł. Nie obwiniam jej, bo sam ideałem też nigdy nie byłem i nie będę. Ale padło. A teraz do rzeczy.
Mimo wszelkich starań i tak brakowało. Tu syn zachorował, tu pralka padła, tu jakiś pogrzeb, tu urodziny, tu ubrania dla syna, tu jakieś zabawki. Koszt życia też rósł, było coraz drożej. Ciągle brakowało, więc zacząłem pożyczać.
Najpierw od rodziny jakieś nie duże kwoty, później nie było z czego oddać rodzinie, więc od znajomych by oddać rodzinie. Później był jakiś większy wydatek (już nie pamiętam co to było) więc wziąłem większą pożyczkę z banku, by oddać znajomym i mieć na ten wydatek (to była jakaś pralka, lodówka czy coś takiego). Zaczęło brakować pieniędzy na spłatę rat, więc weszły w grę chwilówki. Jedna, druga. Później trzecia na spłatę pierwszej. Czwarta na spłatę drugiej. Zadłużenie rosło, nerwy coraz większe, bo pieniędzy coraz mniej.
Rozstaliśmy się. Wszystkie długi robione były na mnie, bo ona nie miała żadnej zdolności kredytowej.
Załamałem się i popadłem w depresję. Właśnie rozleciał mi się związek który trwał prawie 9 lat. Przestałem to spłacać, wyprowadziłem się do babci, by gdzieś mieszkać i jej pomagać. Po jakimś czasie jakoś sobie poukładałem wszystko w głowie, w międzyczasie doszły mi do wydatków miesięcznych alimenty.
Banki i parabanki zaczęły się domagać spłat, więc spłacałem ile mogłem, ale zaczęły rosnąć stopy procentowe oraz koszty życia. Długi po kolei trafiały do firm windykacyjnych, a z nich do sądów i komorników. Każde po kolei zwiększało zadłużenie. Do tego ciągle oprocentowanie zwiększało każdą z pożyczek. Uzbierało się ponad 100tys zł.
Przez ostatnie półtora roku spłaciłem 79 tys pozostało około 27. Dałbym śmiało radę spłacić to jakoś do jesieni, ale... tutaj pojawia się największy problem.
Tak jak wspominałem przeprowadziłem się do babci. Dom w którym mieszkam został przepisany na wuja, który zmarł kilka lat temu i właścicielem została jego żona a moja ciocia (a przynajmniej ciocia dopóki żył wujo). Babcia może mieszkać w tym domu do śmierci, a ja od ciotki usłyszałem, że jak babcia umrze, to mam stąd "wypie#$@3@ć".
Babci zdrowie pogorszyło się w ciągu ostatniego roku drastycznie. Widać, że jest z nią coraz gorzej i praktycznie każdy przygotowuje się na jej odejście, co dla mnie jest podwójnym ciosem: Raz-stracę babcię z którą mieszkałem niemal całe życie, dwa-stracę dach nad głową.
Jako, że mam nadal komorników, to nie jestem w stanie wynająć jakiegoś mieszkania-nie stać mnie na to. Szukałem pomocy wśród rodziny i przyjaciół, ale niestety nikt tu nie ma takich pieniędzy. Jeśli nie ogarnę tego długu, prawdopodobnie wyląduję na ulicy.
Wstyd mi zakładać taką zbiórkę, bo to moje długi, ale już nie daję rady, ani fizycznie, ani psychicznie. Więc jeśli ktoś ma możliwość, to prosiłbym o jakiekolwiek wpłaty...
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Tylko złotówka ale zawsze mała cegiełka, nie poddawaj się, wyjdziesz jeszcze na prostą i będzie wszystko dobrze. Trzymaj się tam
Cegła do cegły i się uzbiera! Nie sądziłem że ktokolwiek coś wpłaci tuaj
Drobne, nie wydaje na kebab.