Filip pokonuje chłoniaka
Filip pokonuje chłoniaka
Nasi użytkownicy założyli 1 226 985 zrzutek i zebrali 1 350 379 078 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Aktualności3
-
Nie uwierzycie! Czwarty wlew chemii, czyli kończymy dzisiaj najintensywniejszy cykl. Teraz czeka nas chemia dopiero za 3 tygodnie. Filipek ma się naprawdę dobrze, zupełnie nie widać po nim raka ani chemioterapii. Mimo wszystko trzymajcie za nas kciuki, bo jeszcze trochę trudności przed nami. ❤️
Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!
Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.
To zwiększy wiarygodność Twojej zrzutki i zaangażowanie darczyńców.
Opis zrzutki
Cześć! Jestem Ania i dziękuję za odwiedzenie mojej zbiórki. Mój ukochany kotek Filip zachorował na chłoniaka, czyli na bardzo groźny nowotwór, który atakuje organizm kota w szybkim czasie. Chłoniak przewodu pokarmowego jest nowotworem silnie złośliwym. U Filipa badania wykazały, że komórki mają typ złośliwości średni i wysoki. Rokowania kotów z wykrytym chłoniakiem zależą od ich stanu zdrowia, czasu wykrycia choroby i reakcji na chemioterapię. Średni czas przeżycia i remisji to 4-8 miesięcy, przy czym zdarzają się koty, które przeżywają bardzo długie lata. My razem z naszym lekarzem prowadzącym wierzymy, że Filip pobije wszystkie te statystyki i pokaże im, że się mylą. Nasz waleczny kotek znosi bardzo dobrze chemioterapię. Nie ma żadnych negatywnych skutków ubocznych, co nas ogromnie cieszy. Baliśmy się, że nasz futrzasty przyjaciel będzie źle znosić chemię i wtedy, jeśli czułby się bardzo źle, bysmy przerwali leczenie. Fifcio już bardzo dużo przeżył (poniżej opisał swoją ciekawą historię), ma ogromną wolę walki i chęć życia. Nie poddaje się i ja też nie mogę się poddać. Chcę dać mu tyle szczęścia, ile mogę i jak długo mogę.
Naszym obecnym problemem jest pokrycie kosztów leczenia i dodatkowych badań. Uratowanie Filipa nie uda mi się, jeśli nie zdecyduję się na leczenia go chemioterapią. Koszty tego leczenia są naprawdę duże, a ja i moi bliscy, którzy wspierają mnie finansowo, nie mamy już takich pieniędzy, aby pokryć dalsze leczenie.
Filipa czeka pół roku leczenia, czyli na początku chemia raz na tydzień przez pierwszy miesiąc, później raz na trzy tygodnie jeden wlew, a w przyszłości mamy nadzieję, że będzie dostawać tylko chemię w tabletkach i ominą go wlewy w lecznicy. Każdy wlew kosztuje minimum 400 zł, to jest około 1600 zł przez pierwszy miesiąc i zakładając, że przez kolejne 5 miesięcy będą raz trzy tygodnie, to będzie około 7-miu wlewów, które dadzą minimum 2 800 zł. Całkiem duża suma wychodzi. Pierwszą chemię Filipowi opłaciłam, więc zostaje nam tylko 1200 i 2800 zł za chemię. To jest łącznie co najmniej 4 tysiące złotych koszty wizyt kontrolnych. Wiadomo, że jeszcze pojawią sie inne wydatki, bo takie chore kotki czasem potrzebują specjalistycznych badań, USG, morfologii, drogich leków czy weterynaryjnej karmy. Niemniej jednak to pokrycie tych wlewów stanowi teraz największą trudność.
Będę ogromnie wdzięczna, jeśli pomożesz mi w leczeniu Fifcia. Każda wpłata jest dla mnie wielką pomocą. Dziękuję.
Hej, jestem Filip i jestem bardzo słodkim kotkiem, który przeżył już całkiem dużo jak na moje 3 latka. No dobra, ale może zacznę od początku mojej historii.
Wziął mnie i znalazł taki pan na bazarze w podwarszawskim miasteczku, gdzie wygrzebywałem jedzonko ze śmietników.
Duże miałem szczęście, że pan napisał do fundacji Koty z Grochowa, gdzie jedna z Cioć miała kotka bardzo podobnego do mnie. No i te osoby z fundacji mnie pojmały i umieściły w Azylu, gdzie okazało się, że mam kaliciwirozę, gupie choróbsko, które na szczęście wyleczyłem.
Byłem sobie w tym Azylu, gdzie było dla mnie zdecydowanie za dużo kotków i mnie wkurzały, aż tu pojawiła się taka blondynka wolontariuszka Ania, co mnie pokochała i zabrała do domku. W końcu miałem własny domek. Z własną rodziną, własnymi kolanami, spokojem i ciepłem. Ta nasza wspólna sielanka trwała do czerwca 2022. Dziwna sprawa się wtedy przydarzyła. Zacząłem się czuć jakoś tak nagle gorzej, nie miałem siły na nic i moi ludzie się bardzo przestraszyli o moje zdrowie. Szybciutko poszli ze mną do weterynarza, pani zrobiła badania krwi, ale było ze mną coraz gorzej. Przyszliśmy następnego dnia i okazało się, że moje wyniki krwi są tragiczne. Moja opiekunka szybko poprosiła o pomoc Ciocie Kotów z Grochowa, że potrzebna jest dla mnie krew, a banki krwi są puste. Bez tej krwi w ciągu jednego dnia już bym odszedł. Miałem hematokryt 7%! To jest naprawdę strasznie mało. Podobno lekarze weterynarii mówią, że jak hematokryt poniżej 15%, to kotek już podreptał za Tęczowy Most, a ja przecież tyle miałem i jestem, i żyje! Jedna z wolontariuszek zgodziła się na transfuzję krwi od swojego kota (też byłego podopiecznego fundacji). Dzięki temu przetaczaniu miałem w końcu trochę siły, ale nadal było ze mną źle. Moja opiekunka Ania się tak bardzo o mnie bała, ale ja byłem dzielny i walczyłem cały czas. Trafiłem do doktora, który zdecydował się mnie przyjąć i zlecił mi mnóstwo badań. Niestety, pan doktor po przeanalizowaniu najnowszych wyników zadzwonił i powiedział, że trzeba mi znowu dać trochę krwi od innego kotka. Wtedy też Ciocie z Kotów z Grochowa mi pomogły, dostałem krew i odczułem dużą zmianę. Pan Doktor powiedział, że z badań wynika, że mam IMHĘ (IMHA - niedokrwistość hemolityczna na tle immunologicznym). Mimo to, zaczynało być lepiej i lepiej, miałem dużo siły, dostawałem mnóstwo sterydów w tabletkach, więc apetyt też był spory, ale znowu miałem tyyyle energii, że mogłem rozrabiać i tulić się do moich ludzi. Pan doktor jednak nie odpuszczał i wiedział, że coś tam się w tym moim organiźmie działo, skoro mam IMHĘ, to trzeba bacznie mnie obserwować i robić mi jeszcze badania, żeby nie przeoczyć czegoś ważnego.
Eh, no i tę część historii możecie znać. Zachorowałem na chłoniaka. A skąd wiemy? Ania zabrała mnie na USG, które było bardzo niefajne, bo ja wcale nie chciałem miziania brzuszka zimnym żelem. Pan, co robił badanie powiedział, że w moim brzuszku śledziona wygląda nieładnie, że ma taki wygląd plastra miodu i to może być chłoniak. Ani oczy były wtedy strasznie smutne, ale ja nie rozumiałem. W końcu jestem tylko kotkiem. Dostaliśmy informację, że możemy zrobić biopsję śledziony i zobaczyć, czy to tylko taki wygląd dziwny, czy rzeczywiście jest coś na rzeczy... no i było. Biopsja pokazała, że mam wysokie prawdopodobieństwo chłoniaka, więc trzeba było wyciąć śledzionę. Przecież bez niej też da się żyć, więc skoro może być chora, to lepiej jej nie mieć. Podczas wycinania śledziony pobrano z moich węzłów chłonnych wycinek, żeby sprawdzić czy tam też może się znajdować chłoniak. Niestety, najgorsze scenariusze się sprawdziły, mimo, że wyglądam na całkowicie zdrowego kicia. Mam energii dużo, bawię się dużo, jak na młodego kotka przystało, no i kocham mizianie. Jejku, jak ja się cieszę, jak moja Ania wraca do domu i ja ją wtedy mogę przywitać miaukami i barankami. Kocham to!
Wracając - co dalej? Dostaję chemię, pan doktor wierzy we mnie i w to, że będę kolejnym pacjentem, który będzie przysyłać w przyszłości swoje zdjęcia i prawidłowe wyniki badań. No ale ta chemia i to leczenie jest tak strasznie drogie. Moja Ania (z pomocą bliskich) wydała już całe oszczędności. Biopsja kosztowała tak dużo, potem operacja, potem wizyty po operacji, a jeszcze wcześniej konkretne badania i to przetaczanie krwi...
A ja po prostu chcę wyzdrowieć. Chcę mieć zdrowe węzły chłonne, nie być chorutkim kotkiem.
Jak możecie, to może pomożecie? Obiecuję wykorzystać pieniądze na leczenie mojego ciałka, żeby mogło skakać po drapakach i łapać muchy w łapki.
Zarówno ja, jak i Filip, będziemy ogromnie wdzięczni jeśli zechcesz wesprzeć naszą zbiórkę.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
❤️