Cześć, mam na imię Marta i nie umiem przejść obok cierpiącego zwierzaka obojętnie. Moje niedawno wymyślone powiedzenie brzmi „kto ma miękkie serce ten musi mieć głęboki portfel”. Ale o co w ogóle chodzi? W poniedziałek 18.10 w nocy znalazłam kota pod moim blokiem. Wrzuciłam ogłoszenie na wszystkie grupy zwierzęce jakie znam – nikt się nie zgłosił. Przeszłam kilkukrotnie osiedle w poszukiwaniu papierowych ogłoszeń – nic nie znalazłam. Sama mam kota od 5 lat, również znajdę. Nie mogłam przejść koło tego porzuconego kota obojętnie. We wtorek 19.10 zabrałam go na wizytę kontrolną do Vetan 3 przy ulicy Królewieckiej. Okazało się, że to bardzo łagodna ponad roczna kotka. Nie wiemy czy była sterylizowana – nie znaleziono blizny po operacji ani macicy na USG. Miała kilka kleszczy, jadła łapczywie, nie miała obciętych pazurów, miała trochę zaniedbaną sierść i dużo miłości dla człowieka. Postanowiłam, że znajdę jej nowy wspaniały dom. Niestety… tu zaczęły się schody. W czwartek 21.10, gdy odezwał się potencjalny dom, kotka zachorowała. Zaczęły się wymioty i bardzo ostra biegunka. Kotka się odwodniła, w piątek rano została zawieziona na kroplówkę. Przy okazji wyszło, że ma lamblie. Była leczona objawowo oraz podano leki na odrobaczenie, niestety wymioty i biegunka były tak silne, że od piątku po dzień dzisiejszy (26.10) codziennie wożę kotkę na kroplówkę i dalszą diagnostykę. Leczenie lambliozy zostało wstrzymane przez zły stan zdrowia. Wczoraj, po 4 dniach wymiotów, było podejrzenie ciała obcego w jelicie, ale po podaniu kontrastu i wykonaniu zdjęć RTG wyszło, że nie ma zatoru w przewodzie pokarmowym. Na razie stanęło na ostrym zapaleniu żołądka i/lub jelit. Do tej pory zostawiłam w lecznicy 1 030 zł, dziś czeka mnie zostawienie kolejnych kilkuset złotych na rzecz serii zdjęć RTG (dziś będzie wykonane ostatnie zdjęcie, żeby zobaczyć, czy kontrast na 100% dotarł do końca przewodu pokarmowego). Mam wszystkie wypisy, paragony, opisy wizyt… Jestem dla niej domem tymczasowym, mimo mało komfortowych do tego warunków (mieszkamy w niedużym mieszkaniu z własnym kotem, którego też leczę profilaktycznie na lambliozę i jednocześnie muszę izolować od chorej kotki). Oprócz kosztów leczenia kotki doszły koszty leczenia mojego kota, koszty środków higienicznych (ręczniki jednorazowe, worki, płyny do dezynfekcji) oraz tona żwirku (codzienna wymiana i czyszczenie kuwet po załatwianiu się kotów). Panie w lecznicy zasugerowały, żebym założyła zrzutkę. Długo się nad tym zastanawiałam, bo skoro ja wzięłam kota z ulicy to czuję się za niego odpowiedzialna i powinnam to udźwignąć, ale mój portfel - a raczej echo w nim - rozwiało te wątpliwości. Serce nie pozwala mi odpuścić walki o zdrowie tej małej. Mogę o nią dbać póki nie znajdzie bezpiecznego i kochającego domu. Niestety finansowo zostałam postawiona pod ścianą. Będę niesamowicie wdzięczna za każdą złotówkę, serio. Każda pomoc się liczy i jest tak samo istotna, bez względu na wartość przelewu.