Lalunia. Filgranowa koteczka, bo... składa się tylko z kosteczek obciągniętych skórą :(

Miała szczęście - ktoś ją znalazł i nie był obojętny. Zabrał, zrobił pudełeczko jako schronienie. Inny ktoś zawiózł ją do schroniska. A ja - zabrałam dzień później.

Odwodniona, wychudzona, z ropnym katarem. W pierwszej chwili myślałam, że również bez jednego oka...

Do kompletu dołączył... rozszczep podniebienia. To że Lalunia żyje, to wręcz niewiarygodne! Prawdopodobnie zmarłaby w grudniu... Z wycieńczenia, "podrasowanego" staem zapalnym dróg oddechowych.

ALE ŻYJE!

Zmienia kolejne domy tymczasowe, ma cały czas nadzieję na dom stały.

Za jej leczenie póki co - płacę sama. Wstyd prosić tonące w kocich długach organizacje o pomoc:(

Przed nami jeszcze powtórne badania krwi i zabieg chirurgiczny. "Dziurę" w podniebieniu trzeba pokryć tkankami miękkimi. To warunek dalszego życia Laluni. Nie będzie już krztusić się i wiecznie trwać z ropnym wysiękiem w nosku i pysiu.

Taki jest plan.

A teraz - w imieniu Laluni i swoim - proszę Was o pomoc. O wpłaty i udostępnianie laluniowej zrzutki.