Dla Kazia i Bogusia - by mogli wrócić do mamy
Dla Kazia i Bogusia - by mogli wrócić do mamy
Our users created 1 226 858 fundraisers and raised 1 350 090 977 zł
What will you fundraise for today?
Description
Maureola (dla mnie jednak wciąż Madzia) sama odpiera ataki systemu, który chce zabrać jej ukochanych chłopców.
Sytuacja wygląda jak czeski film. Mix Science fiction i dramatu.
Wiem że ta waleczna mama i jej wspaniałe dzieci przeżyła już ogrom trudów a jednak życie znów doświadcza ich bardzo trudno.
Wiem także jak duży trud sprawia Madzi proszenie o pomoc. Jest bardzo samodzielna i chce wszystko zrobić własnymi siłami, często poświęcając się dla innych.
Tym razem jednak niechaj inni pomogą jej.
Madzia potrzebuje wsparcia zarówno specjalistów jak i bliskich. Ci drudzy pomogą za darmo, ale tych pierwszych trzeba opłacić. Prawnicy, biegli, urzędnicy czy nawet dojazdy do chłopaków czy do pracy. No i jeść coś trzeba i mieć siłę na to wszystko.
Grosz do grosza a będzie kokosza- mówią...
Przebieg historii można śledzić na facebooku Madzi:
https://www.facebook.com/profile.php?id=100080907244963
Tam też pojawił się post który zagotował moją krew i skłonił do podjęcia działania.
Przeczytaj, wesprzyj, udostępnij.
Wataha Mam
Epilog
Biorę pełną odpowiedzialność za swoje życie.
Choć jeszcze chwilę temu rozrywał mnie od środka bunt tak dziki, że chwilami brakowało tchu...
Jesteśmy ludźmi. Potrafimy konstruować maszyny. Nie wyrażam jednak zgody na mechaniczny terror. Ludzkiego terroru nie ma. Człowiek jest stworzony do kreowania tego świata coraz lepszym, piękniejszym, zdrowszym. Tak myślę. Oj stanowczo!
System jest tylko tworem o kolektywie
Ulega transformacji
Wataho, kochana Wataha MAM
Wypełnia się nasz plan
Poszłam ścieżkami, które przytłoczyły mnie mrokiem
Pozwoliłam zmieszać się z błotem
Ale powstaję
Marius Poznan - kim jesteś?
Przyjechałam do Głubczyc - tak jak się umówiliśmy
Rozmawiałam z Tobą, Twoją żoną i synem o projekcie. O wspólnej pracy. Oferowałeś pomoc.
Wiedziałeś, że przyjadę późno autobusem z moimi dziećmi
Nikt na nas nie czekał.
Miasto się do nas zbytnio nie uśmiechało.
Oceniało. Krytykowało. Za wygląd.
Nie pisałabym o tym, ale pomimo że się nie spotkaliśmy, a Twoja chęć wyciągnięcia do nas dłoni okazała się tylko obietnicą to nagrałeś o nas film. Czym zajmuje się Twa fundacja? Zapytam wprost - czy współpracujesz z jakimś legalnym procederem odbierania matkom dzieci?
To tylko pytania, nie zarzuty. Ty też zostawiłeś po sobie kwas, ale jesteś uduchowiony, więc wiesz, że to co widzisz u innych może się przejawiać w Tobie. Wierzę, że wszystko można odkręcić.
Otóż.
Dom Samotnej Matki w Zopowy.
Trafiliśmy tam za namową właściciela Stajni w Głubczycach. Jasne, jestem dorosła - to była moja decyzja. Tylko wokół kręciła się policja, która od jakiegoś czasu już nie kryła, że mnie monitoruje, choćby na fb... Ludzie patrzyli na mnie z nienawiścią, oceniająco - ale! Opowiadać potem u biegłego psychiatry o tym, że ludzie krytykują Cię za sam wygląd i Ty to po prostu Czujesz... Wiecie co to oznacza gdy psychiatra trzyma Twoją kartę ze szpitala psychiatrycznego sprzed 10 lat?
Do Stajni kazał nam się udać właśnie Marius.Bo po nas nie przyjechał.
Tam nawigował bym kręciła filmy promujące Stajnię i stworzyła event dla Watahy. Wysyłał mi gotowe teksty. Nie czułam tego totalnie, ale czułam że nie mam wyjścia. Mamy to udokumentowane na grupie.
Nie chciałam tam trafić. Do DSM. Nie czułam, że mam wybór. Niby go miałam, ale słyszałam o konsekwencjach, których się bałam. Bałam się, że odbiorą mi dzieci. Czułam. Wiedziałam.
Więc pozwoliłam się tam zawieźć.
Na miejscu rozejrzałam się i poczułam - hoho, głodne Wilczyce... Miałam jeszcze siłę. Wyłoniła się tamtejsza Samica Alfa. Kierowniczka.
Budynek wyglądał jak zesquotowany kilka miesięcy temu. Gdy dowiedziałam się, że działa od kilkunastu lat... Serio?
Kobiety w ciąży palące papieros za papierosem. Krzyczące na dzieci i siebie nawzajem. Przeklinające co drugie słowo. Do jedzenia mrożona pizza, chleb z margaryną i dżemem. Kiedy powiedziałam, że nie jemy mięsa, a Kazio dostaje wysypki od nabiału nikt na to nie reagował. Tzn było szyderstwo. Moje dzieci płacząc oddzielały makaron od mięsa. Dochodziła wtedy presja, że mam ich uspokoić, żeby inni zjedli w spokoju. Od razu zaproponowałam, że mogę sama przygotowywać im proste posiłki. Nie uzyskałam na to zgody. Tutaj wszyscy jedzą to samo! Gdy chłopcy zostawiali mięso na talerzu jedna z kobiet powiedziała, że mają jeść do końca - inaczej ja będę musiała po nich zjadać. Właściwie to używała trybu rozkazującego. Nie jadłam. Karmiłam ich w naszym pokoju uzupełniając niedobory witamin w diecie i białka, po czym dostawałam reprymendy, że moje dzieci nie zeszły na chleb z margaryną...
Chłopcy od początku nie czuli się dobrze. Wieczorami płakali. Wtedy przyszły dwie kobiety - mieszkanki i kazały mi wyjść. Krzyczały na moje dzieci, straszyły je. Nie pozwoliłam na to więcej, choć epizodycznie matki potrafiły tam nawet uderzyć swoje i nieswoje dzieci.
Któregoś dnia przyszła kurator. Bez legitymacji. Wzięła mnie "na kumpelę". Mówiła: wow, podziwiam Cię - jestem taka ciekawa Twojego życia. Rozmawiałyśmy 2 godziny. Opowiedziałam jej historię mojego życia. Moje radości, marzenia, poglądy, relacje z dziećmi, ale też o bolączkach, traumach i problemach. Jak o tym myślę to zastanawiam się czemu nie zaświeciła mi się czerwona lampka w momencie, w którym zapytała czy ktoś mnie zgwałcił w przeszłości. Zapytała o to z taką.... Ekscytacją, brrr....
Odpowiedziałam, że nikt mnie nie zgwałcił, ale czułam się molestowana i wiem, że większość kobiet ma takie doświadczenia. Byłam poruszona, płakałam.
Mimo to zapisała, że byłam ofiarą gwałtu.
Spisała tylko informacje, które skondensowane razem przedstawiają mnie w złym świetle bo np. często zmieniłam miejsce zamieszkania. Zmieniłam je tak często jak uznawałam, że możliwość, która się pojawia jest lepsza, bezpieczniejsza, dająca nowe możliwości do płynności finansowej o którą przez te wszystkie lata walczyłam. Wiele jest zakrzywionych, albo zwyczajnie nieprawdziwych.
Problem w tym, że ja jestem szczera wobec jakichkolwiek zarzutów. Nie jestem dyplomatką, żeby się wybielać.
Jestem człowiekiem. Matką, która wbrew systemowi stara się doceniać potencjał, doceniać swoje dzieci, ich umiejętności, zwłaszcza te nieszablonowe u Kazia. I czasem jestem beznadziejna i nie udaję, że tego nie ma. Każdy z nas ma te momenty.
Mam problem z docenieniem siebie samej - do tego się totalnie przyznaję, jak i do tego, że pracuję nad tym od lat i idzie mi coraz lepiej.
Wracając do kuratorki to przyznała się, że będąc opiekunem dla swoich dzieci pije alkohol. Bo to takie ludzkie. Może miała nadzieję, że przyznam się, że i ja piję - nie piję. I wszyscy towarzysze mojego życia z ostatnich lat o tym wiedzą. I ja tego nie nie oceniam, że ktoś pije. Wierzę, że można w granicach rozsądku choć w świetle prawa to wygląda inaczej. I o tym często jest moja narracja. O balansie, o zdrowym, rozsądnym podejściu, o empatii wzajemnej.
Kierowniczka spisując moje zeznania też poszalała. Zapytała np. o to jak sobie radziłam kiedy ojciec dzieci nie wysyłał alimentów. Cóż to prawda - była taka sytuacja, w dodatku wynajmowałam wtedy dom wspólnie z przyjaciółmi. Od dawna wiedziałam o freeganiźmie i zapewniałam im w ten sposób zdrowe posiłki, wyciskałam soki z warzyw i owoców. Dzi Wiedziałam że ona będzie wiedziała o czym mówię gdyż spiżarnia w DSM pełna jest produktów 3 lata po terminie i gnijących warzyw z "odpisów" (do gnicia których bardzo nie chciałam dopuścić udzielając chęci przetworzenia ich - z kolejną odmową).
Cały pobyt starałam się nie narażać, dostosować na tyle, żeby nie tworzyć agresywnej presji wobec moich dzieci - nauczonych biegać boso, nago, absolutnie nie przy nodze, ubierająctch się zgodnie z ich odczuciami wobec pogody. Milczałam gdy na nas krzyczano lub ze spokojem odpowiadałam, że porozmawiam na ten temat z synami i będziemy dążyć do zmiany. Serio uważałam, że skoro już tu jestem to pewne rzeczy musimy uszanować, zmienić.
Kierowniczka na chłodno mówiła: dzieci będą jadły to co inne, a Ty spisz co jesz na kartce. NIE SPISAŁAM. Powiedziała, że ogarniemy alimenty od ojca dzieci, przedszkole dla nich i żebym się zastanowiła co chcę dalej robić. Zastanowiłam się. Powiedziałam, że czuję w tym szansę na ustabilizowanie pewnych spraw, jestem wdzięczna, ale wolałabym przenieść się do innego miasta, w którym kogokolwiek znam, najlepiej Krakowa. Odpowiedź brzmiała: "będzie ciężko". Tego samego dnia przyjechała kuratorka z informacją o tym, że sąd postanowił odebrać mi dzieci i żebym sama cd ich do placówki w ciągu 3 dni. Nie zgodziłam się. Wiedziałam, że będzie oznaczało to interwencję - nie potrafiłam.
Jestem osobą wrażliwą co nie oznacza, że słabą - jak się okazuje.
To jest tylko wycinek tego, z czym się teraz zmagam. Bardzo mało w tym jeszcze informacji, faktów, które doświadczyłam.
Czuję się naocznym świadkiem, chwilową ofiarą systemu, który w moim odczuciu bardzo źle działa bo brak w nim duszy, miłości, empatii wobec ludzi, którzy są w opresji. Jest natomiast przytłaczanie. Klin klinem. Oko za oko. Ja mam źle więc Ty musisz mieć jeszcze gorzej. I to robi niestety nie tylko władza, ale przede wszystkim ludzie sobie na
Wspomnienia ostatnich miesięcy...
Morze łez
Chłopcy, których wychowałam na mega dzielnych
Okłamująca mnie pracownik socjalna o tym jak dzieci super się asymilują i wogóle za mamą nie tęsknią
Wychowawcy, którzy mówią mi jednak prawdę. Boguś, który zasypia z płaczem za mamą.
Coraz mniej - jasne. Ja też go uspokajam.
Dobro dziecka, które totalnie nie jest z dzieckiem konsultowane.
Kasa, kasa, kasa
Dla psychiatry, dla sądu za wniosek, na mieszkanie. Idż do pracy.
Pracujesz?
Masz za mało kasy!
Dom Samotnej Matki, za który też trzeba zapłacić. Wstać o 2 w nocy. Iść 8 km szosą bo autobus 4:50 do pracy... Powrót do dzieci, autostop i... UWAGA rąbanie drewna, pucowanie holów - kilka godzin snu i od nowa!a jak masz przy tym gorączkę to nie ma że boli każdy może powiedzieć, że ma!
Napisałam o tym kiedyś - po prostu tak jak to wygląda. Kierowniczka kazała usunąć te informacje z mojego profilu i powiedziała, że napisze notatkę do sądu o tym, że nie wykonywałam dyżurów. Oczywiście, że czasem nie wykonywałam. Nie wiem jak dawałam radę to robić przez większość czasu. Np. jak uznano że powinnam dokładać do pieca całą noc do 6 rano, gdzie o 6 zaczynałam pracę do której trasę opisałam...
Ich to nie obchodzi, że nie ma jak. One muszą to ja też.
Taki był vibe domu, z którego opinia była decyzyjną o odebraniu mi dzieci.
Kierownicza była w ciąży, oprócz tego że nocowała w DSM to jej opinia w 70 procentach bazowała na opinii innych mieszkanek. One natomiast prowadziły swoistą chierarchię. I donosił jak nie robiłam tego co mi kazały.
Piszę o tym tutaj bo już nie wiem gdzie. Od miesięcy rozmawiam z urzędnikami, fundacją, przyjaciółmi z całej Polski.
Wszyscy mówią o tym, że trzeba się dostosować, wręcz na chwilę ukłonić władzy. Tak będzie prościej, lepiej.
Nie ma problemu. Wielki ukłon!
Tylko oddajcie mi wreszcie moje dzieci 🐺
Poradzimy sobie tak jak sobie radziliśmy zanim zabrano ich do Domu Dziecka. Tylko nam przynajmniej nie przeszkadzajcie!
I piszę o tym bo czuję że Dom Dla Wilczyc jednak powstanie.
Wierzę, że Racibórz jest gotowy na to.
Na miejsce pełne empatii,w którym kobiety mogą zarobić, poznać inne zaradne matki i tworzyć wspólne projekty.
Krok po kroku. Na razie znowu idę do pracy do fabryki i do restauracji.
Wiara. Wiara jest właśnie po to, żeby w takich sytuacjach nie zwariować. Wierzę, że to ważne doświadczenie dla mnie, ale zrobię wszystko, żeby dać przestrzeń do złagodzenia tego procesu innym kobietom i dzieciom. Już to kiedyś obiecałam.
Możecie szydzić ze mnie gdy mówię o naturopatii, która uratowała mi życie. Możecie nazywać mnie nieodpowiedzialną, albo próbować zrobić ze mnie wariatkę, ale kochane Głubczyce--ten beton w końcu skruszeje i za to że moje dzieci są teraz co rusz chore i faszerowane chemią, ktoś kiedyś też odpowie. Odseparowanie od matki, niewłaściwa dieta, szczepionki, na które nie wyraziłam zgody- to są powody ich chorób potwierdzone naukowo, a nie cudowny proces nabierania odporności poprzez "łapanie" chorób od innych dzieci! I śmiem to mówić jako Matka, wsłuchana w ich potrzeby a nie lekarz z podpisanym umowami z z firmami farmaceutycznymi. Lekarzy holistycznych też jest coraz więcej. Beton skruszeje. Możemy razem coś zbudować, albo zgnić!
Bo to czego wszystkim nam teraz potrzeba to zwolnić trochę tempo. Zaopiekować się sobą, ziemią, rodziną. Wybaczyć. Ukochać. Podzielić Prawdą. Zintegrować. Wyzwolić potencjał, kreatywność.
**opis będzie edytowany o nowe wieści
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Trzymam kciuki dzielna Wilczyco!!💖