Ratowanie małego kociego życia
Ratowanie małego kociego życia
Our users created 1 227 207 fundraisers and raised 1 350 878 690 zł
What will you fundraise for today?
Updates4
-
Jasiu czuje się dużo lepiej, wyniki też się poprawiły.
Niestety choroba bardzo odbiła się na jego odporności i dostał okropnego katarku, z pewnością bez antybiotyku nie damy rady.
Serdecznie dziękuję Pani Małgosi, która dopełniła zrzutkę zawrotną kwotą.. Bardzo dziękuję, w życiu bym się nie spodziewała, że ktoś ma takie zasoby żeby wspomóc chore kocie dzieciątko!
No comments yet, be first to comment!
Add updates and keep supporters informed about the progress of the campaign.
This will increase the credibility of your fundraiser and donor engagement.
Description
Długo zastanawiałam się nad założeniem tej zrzutki. W końcu jest wiele takich ludzi jak ja, gorsze przypadki i większe dramaty. Jednak sytuacja mnie do tego zmusiła. Ale od początku.
Jakiś czas temu przybłąkało się do mnie młode kocię. Prawdopodobnie porzucony albo od któregoś z sąsiadów, nieważne. Był tak wystraszony i wychudzony, że mogłam policzyć jego wszystkie kosteczki. Ile ważył? Nie wiem, z pewnością niewiele. Wpędziliśmy go w pomieszczenie gospodarcze i przez długo czas widywaliśmy tylko pustą miseczkę oraz pełną kuwetę – tylko to było oznaką jego obecności. Może czasami widywaliśmy cień, gdy ktoś wchodził. Dużo czasu spędziliśmy na jego oswajaniu i szukaniu mu domu. Moja sytuacja nie pozwalała mi na przygarnięcie trzeciego kota pod swój dach. Niestety w domu mam dwójkę kotów po przejściach, z czego jeden jest chory i weterynarz co dwa tygodnie jest wpisany po prostu w moje życie. Doszliśmy z rodzicami do wniosku, że zapewnimy mu wszystko, co tylko możemy. Miał ciepło, miał karmę, miał duże podwórko do dyspozycji. Przyszedł czas na weterynarza także u niego. Kupiłam tabletki do odrobaczania, potem miało być szczepienie i kastracja. Niestety Jasiu (bo tak nazwaliśmy naszego kawalera), zaczął się źle czuć w weekend, ale myśleliśmy że jest to spowodowane w/w tabletką. W poniedziałek zabrałam go do weterynarza i się zaczęło.. Gigantyczna biegunka, wzdęty i bolący brzuszek. Pierwsze co mi przyszło na myśl to panleukopenia. Pobrano krew, masa leków, kroplówka i do domu. Nie czekałam na wyniki tylko zaczęłam ogarniać surowicę – w razie czego. W środę diagnoza była oczywista. Podano pierwszą dawkę surowicy, wczoraj drugą i dzisiaj trzecią. Od poniedziałku Jasiu zrobił ogromny postęp! Brak wzdętego brzuszka, temperatura w granicach normy, wrócił także apetyt.
Jeszcze za wcześnie na otwieranie szampana, ale jest duża szansa, że młodzieniec z tego wyjdzie. Z pewnością nie można mu odmówić waleczności. Mimo, że jest malutkim kociakiem to na pewno jest wielkim bohaterem! Żebyście tylko widzieli jak dzielnie Jasiu znosi wszystkie zastrzyki, kroplówki, wciskanie tabletek i mierzenie temperatury.. Ja bym chyba tyle nie zniosła dzień w dzień, a on po prostu leży zirytowany i pluje, gdy podajemy mu gorzkie leki. Nawet nie mam dużych zadrapań/pogryzień.
Czeka nas jeszcze długie leczenie. Jeżeli przez weekend nic się nie wydarzy to kolejna wizyta wypada we wtorek na USG i kolejną morfologię (rozszerzoną) i testy FIV/FELV.
Dlaczego więc założyłam zrzutkę? Końcem listopada straciłam pracę, znalezienie nowej graniczyło z cudem, dopiero wczoraj podjęłam nową, a i tak nie jest to nic pewnego – jak wszystko dzisiaj. Z ostatniej wypłaty opłaciłam rachunki, zakupiłam wszystkie potrzebne rzeczy dla kotów i prawie mi nic nie zostało. Mieszkam z rodzicami, którzy utrzymują się z żałosnej rolniczej emerytury. oja utrata pracy była także ciosem dla nich, bo to z mojej wypłaty głównie się utrzymywaliśmy. Leki drogie, rodzice w podeszłym wieku, a w tle święta. W grudniu wypłaty nie dostanę, a leczenie Jasia strasznie pochłania moje pieniądze. Choć nasza ukochana lek. wet. Pani Agata (swoją drogą – bardzo dziękujemy, bez Pani z pewnością nie byłoby nas tutaj), liczy nam najmniej jak może, z racji bycia „stałym klientem”. Przepłakałam wiele nocy drżąc o życie Jasia. Ostatni raz przeżywałam taki stres, gdy życie Benia było zagrożone (kilka lat temu zakładałam także zrzutkę na jego leczenie – żyje i jest pięknym kotem!). Nigdy nie żałowałam pieniędzy na koty, zawsze one były na pierwszym miejscu. Szczerze mówiąc to nie pamiętam kiedy ostatnio coś sobie kupiłam, bo zawsze był ważniejszy wydatek. To tomografia, to kastracja jakiegoś bezdomnego biedaczyska, to karma dla nich..
Bardzo Was proszę o poratowanie jakimkolwiek groszem. Będę naprawdę wdzięczna za każdą złotówkę.. Ja już naprawdę nie mam pieniędzy na jego leczenie.
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Powodzenia dla Jasia oraz dla Pani!
Pani Gosiu, ta kwota... przecież to całkowicie zapełnia moją lukę finansową.. Odpuściłam temat zrzutki, ponieważ nie mogłam się z nią przebić :( a tu nagle.. nie wiem jak Pani dziękować, naprawdę!!!!
Trzymaj się Jasiu!