Pomoc dla Aliny
Pomoc dla Aliny
Support your passion. Regularly.
Description
Czasami w życiu dopada nas coś, czego nawet w najgorszych koszmarach byśmy się nie spodziewali. Choroba dziecka, która sprawia, że czujemy się jak podczas zderzenia człowieka z pociągiem...
Nie takim zwykłym, który sunie po szynach od stacji do stacji. Lecz pociągiem silniejszym, rozrywającym dusze, nas, rodziców, na strzępy. Zderzenie z "pociągiem" onkologii dziecięcej to coś niewyobrażalnego…
TO SĄ SŁOWA PISANE SERCEM, KRZYCZĄCYM OD BÓLU.
SLOWA MAMY CHOREGO DZIECKA
Cała historia zaczęła się już kilka lat temu. Miałam bardzo ciężki poród i gdy po dwóch
latach zauważyłam, że moja córeczka nie rozwija się tak, jak inne dzieci, zaczęliśmy
szukać przyczyny.
Potem Alinka zaczęła chorować. Stwierdzali rota wirusa, odsyłali do
domu, raz za razem. Mijały miesiące, potem lata. Prosiłam o dokładne badania, ale za
każdym razem słyszałam: “wszystko jest dobrze, nie trzeba”. Gdy w końcu zrobiono
badanie główki, wynik wyszedł niewyraźny. Znowu usłyszałam, że wszystko jest dobrze.
Aż pod koniec 2019 roku pojawiły się nawracające wymioty i bóle głowy. Trafiliśmy na
Oddział Pediatrii we Wrocławiu. Tam doszło do napadu drgawkowego. Po wykonanych
badaniach RK i MR głowy uwidoczniono masywną zmianę torbielowatą. Lekarze
zdecydowali się na zabieg, ale okazało się, że postawiona przez nich diagnoza była błędna. Ona tak strasznie cierpiała... Cała czerwona, drgawki na całym ciele... Helikopter z jednego szpitala do drugiego, myśl, że już ją straciłam. Koszmar wraca każdej nocy, pod powiekami przesuwają się straszne obrazy, nie mogę spać. Mówiłam lekarzom, że ona jest
uczulona na lek przeciwgorączkowy, nikt mnie nie słuchał. Stwierdzili wodogłowie, wzięli ją na salę operacyjną. Był chyba jakiś problem z drenem, ja nie wiedziałam, co się dzieje. Nikt mi nic nie mówi, podsuwali tylko papiery do podpisania. A potem powiedzieli, że moje dziecko może nie przeżyć...
Dopiero wtedy w ciężkim stanie, z 10% szansą na przeżycie, została
helikopterem przekazana do szpitala w Katowicach. Uratowali ją, ale stwierdzili ślepotę
obuoczną.
W marcu wróciliśmy do szpitala na badania kontrolne. Stwierdzono, że guz się powiększa,
a torbiel, w którym był wcześniej, została uszkodzona, rozlała się na mózg. Jest ryzyko
przerzutów. Po operacji częściowego usunięcia guza 30 marca wypisano nas do domu. Nie
dali nam żadnej sugestii dalszego leczenia. Możliwy rezonans kontrolny dopiero w lipcu...
Do tego czasu mojego dziecka może już nie być!
Nie mogłam pozwolić, żeby moje dziecko umarło. Zaczęliśmy szukać ratunku na własną rękę.
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.