Uratujmy Kitku! Potrzebna pomoc w walce z FIPem...
Uratujmy Kitku! Potrzebna pomoc w walce z FIPem...
Nasi użytkownicy założyli 1 227 010 zrzutek i zebrali 1 350 428 975 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Aktualności5
-
Znajdź na zdjęciu meeeczącą kozę o zachodzie słońca!
Witamy w 71 dniu leczenia!
Ostatnie tygodnie przez sumę różnych okoliczności dzieliły nas długą i ciężką ciszą w aktualnościach.
Udało mi się zrobić kolejne duże zamówienie leku GS, mam cichą nadzieję, że starczy już do końca terapii. Według wstępnych, pozytywnych założeń, do końca wszystkich kosztów brakuje nam około 2 TYSIĘCY ZŁOTYCH.
Mam nadzieję, że nie pojawi się już więcej komplikacji zwiększających tę sumę.
Kochani, już naprawdę niedużo. Powalczmy jeszcze trochę, wrzućcie nawet najmniejszą cegiełkę.
Poniżej opowiemy więcej szczegółów ostatnich tygodni.
Ja sama w przed badaniami kontrolnymi rozchorowałam się kompletnie na silne alergiczne zapalenie zatok, które odejmowało mi siły by pisać i siedzieć godzinami przed komputerem. Badania na dzień 61, codzienne zastrzyki, ciągłe zmartwienie o finanse i długi, cała reszta spraw prywatnych - pochłonęły większość czasu i energii.
Żeby wreszcie to uporządkować, wrzucę tu razem wyniki badań Kitku z dnia 34 oraz 61.
Wyniki z 34 dnia terapii:
Oraz wyniki z 61 dnia terapii:
Po ilości zielonego koloru można zauwazyć, że wyniki są znacznie lepsze w dniu 61!
Dało nam to zielone światło do sterylki, którą Kitku miała w zeszły poniedziałek, 19go lipca.
Sterylizacja jest zalecana podczas terapii GS właśnie po dniu 60, conajmniej 2-3 tygodnie przed zakończeniem.
Dzięki temu przy zabiegu kot, jego system odpornościowy i odruchy stresowe w okresie rekonwalescencji będą w pełni chronione lekiem do całkowitego powrotu do normy. Przed zabiegiem Kitku miała również badanie echa serca, wraz ze szczegółowym przyjrzeniem się płucom.
Przyznaję, że ten okres finansowo znowu wykończył mnie do zera. Nie było wyjścia - musiałam to zrobić właśnie w tym czasie leczenia.
Poniżej załączam screen z zakupu leku GS oraz zestawienie rachunków za same badania
tylko z OSTATNICH DWÓCH TYGODNI:
W dodatku, o ironio, w drodze na sterylkę udało mi się ulec wypadkowi, w którym doznałam złamania barku i popękania rotatorów, co wiąże się z nadchodzącą rehabilitacją. Uwielbiam moje szczęście w życiu.
Ale muszę zaznaczyć, gdy o szczęściu mowa, że Kitku nie uczestniczyła bezpośrednio w wypadku i wydaje się czuć bardzo dobrze dzisiaj, 3/4 dni po sterylce. Wygląda jak słodka kocia laleczka w swoim niebieskim ubranku:
Co tu dużo mówić, ten wzrok mówi jasno: człowiek, ja już nie chcę tych zastrzyków. Już bardzo męczą i bolą, wizyty w lecznicach stresują i dobijają. Chciałabym już być całkowicie zdrowa i móc szaleć jak na wiewióre przystało.
Odpowiadam, Myszko, już niedługo. Jeszcze tylko troszkę. Wspólnymi siłami, wraz z kochanymi, empatycznymi, serdecznymi duszyczkami pomagającymi mi w uratowaniu Cię dokończymy terapię i BĘDZIESZ ZDROWA!
Mamy nadzieję, że nim się obejrzymy będziemy przechodzić na obserwację z idealnymi wynikami.
Musimy dotrzymać tej obietnicy.
UDOSTĘPNIJ TĘ ZRZUTKĘ ZNAJOMYM I WRZUĆ MAŁĄ CEGIEŁKĘ.
BRAKUJE JESZCZE TYLKO TROSZKĘ!
PS. Temblak się przydaje!
Jest całkiem dobrym nosidłem dla wiewióreczek w ubrankach,
a my codziennie razem powoli zdrowiejemy i razem dochodzimy do siebie.
Dziękujemy wam.
Prosimy o jeszcze trochę wsparcia! <3!
Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!
Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.
To zwiększy wiarygodność Twojej zrzutki i zaangażowanie darczyńców.
Opis zrzutki
FIP spadł na nas nagle, z dnia na dzień, jak grom z nieba, na który nie byliśmy gotowi.
Wiadomo, że na takie coś nie można być gotowym.
Ale w pandemicznym okresie, w którym straciłam przez covid już dwie prace, ledwo wiążę koniec z końcem i mam ogromną trudność ze znalezieniem stałej, stabilnej pracy, po prostu nie radzę sobie finansowo z uratowaniem Kitku.
I nie poradzę sobie bez Waszej pomocy.
Wszystkie oszczędności wydałam na samą diagnostykę i leczenie immunosupresyjne, w trakcie którego jesteśmy,
oraz dokładny FIP screening moich pozostałych dwóch kitków - Bowiego i Rosie, żeby upewnić się, że nie są aktualnie narażone.
Aby uratować Kitku, musimy wdrożyć bardzo kosztowną farmakoterapię, oficjalnie nawet nie zatwierdzoną w UE, która trwać ma minimum 84 dni, z możliwością przedłużenia. Ceny jednej fiolki leku to granice pomiędzy 300-500 zł w zależności od firmy i dostępności.
Przyznaję, że wystawiam na charytatywne aukcje ogromną ilość swoich rzeczy, zapożyczam się u znajomych, ale nie łudzę się -
nie jestem w stanie wykombinować na to leczenie kwot oscylujących w granicach 13-15 tysięcy.
Proszę Was o pomoc jako całkowicie już bezsilna, zrozpaczona kocia mama, która chce zrobić wszystko, co tylko jest w stanie, by uratować dzieciaka.
Bez Was nie mamy szans wygrać tej walki.
Gdy każdy z nas dołoży najmniejszą choćby cegiełkę, mamy szansę uratować nie tylko małe Kitku, nie tylko psychikę zrozpaczonej mamusi, dla której jej dzieciaczki to największe szczęście i sens życia.
Mamy też szansę pokazać, że FIP TO NIE WYROK.
Że spora większość kotków, które przeszły tę terapię żyją i mają się znakomicie.
Że potrafimy sobie pomóc w tak ciężkim życiowym momencie, wesprzeć się jako kociarze i jako ludzie.
Nigdy nie spodziewałam się, że przytrafi się to właśnie mnie i moim kotkom, bo przecież szanse są takie małe.
Modlę się, żeby cała miłość jaką w życiu dałam tym stworzeniom wróciła do mnie teraz z maksymalną dawką szczęścia,
i żeby los zlitował się nad moimi niewinnymi istotkami.
Bez Was nie mamy szans wygrać tej walki.....
PROSZĘ, UDOSTĘPNIJCIE TĘ ZRZUTKĘ I PORATUJCIE!
A poniżej opowiemy swoją historię.
KITKU ma na imię Misha, ale wszyscy, którzy ją poznali mówią na nią KITKU, bo jest prześmieszna, przeurocza, wywołuje największe ciepełko w serduszku samym swoim jestestwem.
W połowie lutego, w okresie piekielnych mrozów, złapałam ją pod kołami gdy przymarzała do podłoża. Wydawała się kotem rasowym, bo ma długą, puchatą sierść i krótkie łapki, w akcję złapania jej i pierwotnej diagnostyki/leczenia zaangażowała się olbrzymia społeczność nie tylko osiedlowa (Piaski Nowe) ale również krakowskich kociarzy i część moich serdecznych znajomych. Nie odnalazł się właściciel.
KITKU trafiła do mnie dokładnie w moje urodziny - w sobotę 13 lutego.
Była największym przestrachem jakiego kiedykolwiek spotkałam, a trochę już miałam do czynienia z kotkami. Przez miesiąc była na bardzo silnie przestrzeganej przez domowników kwarantannie - oddzielona od moich pozostałych dwóch kociaków, bardzo dokładnie podzielone były pokoje, a ja na wszelki wypadek wchodząc do jej części domu przebierałam się i spryskiwałam płynami antybakteryjnymi. Bóg jeden wie jak bardzo dokładnie i reżimowo do tego podchodziłam, żeby uniknąć dokładnie takiej sytuacji, która właśnie nastąpiła. W czasie kwarantanny KITKU miała robione wszystkie badania, ogólne i również szczegółowe na możliwe zakażenia bakteryjne, pasożytnicze i tak dalej. W tamtym momencie nie wiedziałam jeszcze czy ona ze mną zostanie, zależało to od tego, czy będę mogła połączyć ją z moimi kotkami i czy się dobrze zaadaptuje.
TEST NA FIP WYSZEDŁ WTEDY NEGATYWNIE.
Wyniki krwi i morfologi były w stanie świetnym, jedyne z czym się mierzyliśmy w tamtym krótkim okresie to stan zapalny w ząbku.
Gdy P. weterynarz męczona przeze mnie kilkadziesiąt razy pytaniami o adaptację i stopniowe łączenie z moimi kotkami zapewniała, że można zacząć spokojnie ich łączyć, zrobiłam to. Zaufałam losowi.
Kotki bardzo szybko zakochały się w sobie, moje aniołki Bowie i Rosie stali się dla Kitku rodzicami, dbali o nią od startu i uczyli ją wszystkiego w życiu. Ponieważ same są aniołkami - Kitku zaczęła rosnąć na przegrzeczną i bardzo czułą i kochaną, troszkę śmieszkowatą Myszkę.
Ale jeśli doczytaliście do tego momentu, i nie wiecie jaki jest FIP, odpowiem - nieprzewidywalny i bezduszny.
Wiadomo, że jeśli w marcu wyszły dobre wyniki i test negatywny, nie oznacza, że koronawirus nie może zmutować nagle i zainfekować małego kociego ciałka FIPem.
Na dobre zaczęło się to u nas zaledwie kilka dni temu od momentu, kiedy to piszę - w przekroju 5-7 maja.
Kitku straciła swój naturalny blask i wyglądała na bardzo smutną w oczach, zdecydowanie spadła jej energia.
Żartowałam nawet, że "kitku jakoś strójkątniało", chodziło o kształt pyszczka, który jak się później okazało zmienił się wizualnie przez zwyczajną utratę wagi, schudnięcie, bo organizm czerpał już z tkanki tłuszczowej.
Gdy następnego dnia - w weekend - Kitku zamiast trząść się i drzeć jak gwałcona koza na widok jedzenia, podeszła zupełnie obojętnie i jeszcze trochę zostawiła, a następnie miała problem, żeby wyskoczyć na stołek, zmartwiłam się do szaleństwa i nie czekałam na umówioną wizytę w połowie tygodnia, poszłam natychmiast.
10 maja:
WYROK: TYPOWY KLINICZNY OBRAZ FIP
Wodobrzusze, przesięk z narządów wewnętrznych do jamy brzusznej płynów, dowiemy się skąd konkretnie po wynikach biopsji.
Kitku nie chce jeść, ledwo chodzi, cały dzień śpi. Brzuch to wielki napięty balon. Trzecia powieka wychodzi i wystaje na wszystkie strony. Prawie że nie poznaję mojej radosnej kuleczki.
Wet stawia przypuszczenie na podstawie klasycznego obrazu klinicznego, wszystkich zgadzających się objawów, ma ono być potwierdzone wynikami krwi i pobranego z brzucha płynu. Ale nie łudzę się, mamy FIP, wyrok.
Jeśli doczytałeś do tego momentu, być może znasz mnie dość dobrze, a być może jesteś obcą mi osobą, ale wiesz już doskonale, że w momencie tej diagnozy trochę jakby zawalił mi się świat.
To trochę jakby usłyszeć "twoje szczęście właśnie umiera na twoich oczach, ma maksymalnie 6 tygodni życia".
To dokładnie usłyszenie czegoś takiego.
To już nie chodzi tylko o sam fakt posiadania kota, tylko o relację, jaką z nimi budujesz.
Moje kociaki od pierwszego dnia razem uważam za moje aniołki stróże, wszystkie trzy sztuki.
Prowadzą mnie przez każdy dzień, wspierają cichym pomrukiem przy każdej potyczce,
ciągną na siłę za wszystkie kończyny żeby jakoś poprowadzić mnie przez nieustanną walkę z depresją.
Przy fizycznych bólach kładą się przy bolącym miejscu żeby spokojnie go ukoić swoim ciepłem i energią.
Przy nerwowym kryzysie potrafią uspokoić jak żaden człowiek, nawet dosłownie zlizując z policzków łzy i roztapiając serduszko.
Rano nigdy nie wstają z łóżka dopóki ja się nie obudzę.
Cierpliwie znoszą moje muzyczne zmagania, świętują razem ze mną każdy posiłek, towarzyszą przy każdej czynności i zawsze czekają na mnie, aż wrócę do domu.
Moje kociaki stały się moim największym źródłem szczęścia, a utrata ich największym lękiem.
Wiem, że spora część z Was po prostu zrozumie.
Każdy próbowałby robić dokładnie to samo, żeby uratować swoje szczęście.
Muszę móc powiedzieć, że zrobiłam absolutnie wszystko!
BŁAGAM, POMÓŻ.
UDOSTĘPNIJ!
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Zdrówka dla Kitku! ❤️
dziękujemy! 💗
Koniecpol Rządzi 😊